gotowanie z Szopem Szymkiem

Gdzie Zniknęły Mrówkowe Ciasteczka?

Poranek w dżungli zawsze zaczynał się wcześnie. Słońce ledwo wychyliło swoje promienie zza horyzontu, a mieszkańcy Agencji Detektywistycznej „Zwierzęta Detektywi” już byli na nogach. Na polance przed ich domkiem na drzewie rozpoczynała się właśnie poranna gimnastyka.

– Raz, dwa, trzy! Łapy w górę i skręcamy! – komenderował Lew Kuba, który jak zwykle miał na głowie swój ulubiony kapelusz detektywistyczny. – Teraz przysiady! Raz, dwa, trzy!

Mysz pustynna Patrycja, mimo swoich niewielkich rozmiarów, wykonywała energiczne podskoki, Żyrafa Zofia z gracją wyginała swoją długą szyję, a Mrówkojad Alfred… Mrówkojad Alfred nagle znieruchomiał z nosem przy ziemi.

– Alfred! Co się dzieje? – zapytała zaniepokojona Zofia, pochylając swoją długą szyję.

Mrówkojad nie odpowiadał. Jego nos drgał intensywnie, wciągając powietrze.

– Wyczuwam… – powiedział w końcu, podnosząc głowę. – Wyczuwam zapach moich ulubionych mrówkowych ciasteczek! Ale jest w nim coś dziwnego…

Kuba poprawił swój kapelusz i podszedł bliżej.

– Dziwnego? Co masz na myśli?

– Ten zapach nie powinien tu być – wyjaśnił Alfred, marszcząc nos. – Moje ciasteczka są w spiżarni, a ja wyczuwam je tutaj, na ścieżce prowadzącej do lasu.

Patrycja natychmiast wyciągnęła swoje szkło powiększające.

– Hmm, faktycznie, widzę tu jakieś drobne okruszki – powiedziała, przyglądając się uważnie ziemi. – I małe ślady… Wygląda na to, że ktoś przechodził tędy, niosąc twoje ciasteczka, Alfredzie!

– Moje ciasteczka! – wykrzyknął Alfred z przerażeniem. – Musimy natychmiast sprawdzić spiżarnię!

Detektywi przerwali gimnastykę i pobiegli do swojego domku na drzewie. Gdy dotarli do kuchni, Alfred od razu otworzył swoją specjalną szafkę, gdzie zawsze przechowywał zapas ulubionych mrówkowych ciasteczek.

– O nie! – jęknął, patrząc na pustą półkę. – Zniknęły! Wszystkie moje ciasteczka zniknęły!

– Spokojnie, Alfredzie – powiedziała Zofia swoim łagodnym głosem. – Znajdziemy twoje ciasteczka. W końcu jesteśmy detektywami.

– Tak jest! – Kuba energicznie pokiwał głową, a jego kapelusz lekko się przekrzywił. – Ale najpierw śniadanie. Nie można prowadzić śledztwa na pusty żołądek!

Podczas gdy Kuba zajadał się swoimi stekowymi ciasteczkami, Patrycja chrupała serowe, a Zofia delektowała się smakiem palmowych, Alfred siedział markotny przed pustym talerzem.

– Nie martw się, przyjacielu – pocieszała go Patrycja. – Znajdziemy twoje ciasteczka. Mam już nawet pewien pomysł…

Nie zdążyła dokończyć, bo w tym momencie ktoś zapukał do drzwi ich domku. Była to pierwsza wizyta w ich codziennej sesji porad dla mieszkańców dżungli.

W drzwiach stał Tapir Tadeusz, wyraźnie zdenerwowany.

– Detektywi! Mam problem! – wykrzyknął, wchodząc do środka. – Ktoś zniszczył mój ogródek! Wszystkie moje piękne kwiaty zostały podeptane!

– To straszne, Tadeuszu – powiedziała ze współczuciem Zofia. – Kiedy to się stało?

– Musiało to być w nocy – odpowiedział Tapir. – Wieczorem wszystko było w porządku, a rano zastałem kompletne zniszczenie!

Patrycja już notowała wszystko w swoim dzienniku śledztw, a Alfred, mimo własnego problemu, zaczął wypytywać o szczegóły.

– Czy zauważyłeś jakieś ślady? Zapachy? Cokolwiek nietypowego?

– Cóż… – zastanowił się Tapir. – Było dużo śladów, jakby ktoś biegał po ogródku. I wydaje mi się, że czułem zapach… ciasteczek?

Alfred poderwał głowę.

– Ciasteczek? Jakich ciasteczek?

– Nie jestem pewien – wzruszył ramionami Tapir. – Ale był to dość charakterystyczny zapach… trochę jak… mrówki?

Detektywi wymienili znaczące spojrzenia. Zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć, do drzwi zapukał kolejny gość – Sowa Stefania, bibliotekarka z dżunglowej biblioteki.

– Dzień dobry, detektywi – powiedziała poważnym tonem. – Mam poważny problem. Ktoś przewrócił całą półkę z książkami kucharskimi w bibliotece. Wszystko leżało porozrzucane, a kilka stron z przepisami zostało wyrwanych!

– Jakie to były przepisy? – zapytała Patrycja, notując skrzętnie.

– Głównie przepisy na… ciasteczka – odpowiedziała Sowa, poprawiając okulary. – W tym przepis na słynne mrówkowe ciasteczka.

Alfred nie mógł już usiedzieć w miejscu.

– To nie może być przypadek! – wykrzyknął. – Najpierw znikają moje ciasteczka, potem ktoś demoluje ogródek Tadeusza, a teraz jeszcze kradzież przepisu!

Jak na zawołanie, do drzwi zapukał trzeci gość – Małpa Monika, która prowadziła dżunglowy sklep spożywczy.

– Detektywi! – zawołała, wpadając do środka. – Ktoś włamał się do mojego sklepu! Zniknęły wszystkie składniki potrzebne do pieczenia mrówkowych ciasteczek – mąka, cukier, miód i suszone mrówki!

Teraz już nie było wątpliwości – wszystkie problemy były ze sobą powiązane.

– Mamy do czynienia z seryjnym złodziejem ciasteczek – oznajmił Kuba, poprawiając swój kapelusz. – Czas rozpocząć śledztwo!

Detektywi podziękowali gościom za zgłoszenie problemów i obiecali, że wkrótce rozwiążą zagadkę. Gdy zostali sami, zaczęli układać plan działania.

– Alfred, twój nos będzie kluczowy w tej sprawie – powiedziała Patrycja. – Musisz podążyć tropem zapachu ciasteczek.

– Ja przygotuję mapę wszystkich miejsc, gdzie doszło do incydentów – zaoferowała Zofia, wyciągając swój notes do rysowania.

– A ja… – Kuba wyprostował się dumnie – będę dowodził całą operacją! Nazwę ją \”Operacja Słodki Trop\”!

Alfred zamknął oczy i skoncentrował się na swoim niezwykłym węchu. Po chwili jego nos zaczął drgać intensywnie.

– Mam to! – powiedział podekscytowany. – Zapach prowadzi w stronę rzeki!

Detektywi natychmiast wyruszyli w drogę. Alfred prowadził, z nosem przy ziemi, niczym najlepszy pies tropiący. Patrycja co chwilę zatrzymywała się, by przez szkło powiększające badać ślady na ziemi. Zofia wykorzystywała swoją wysokość, by obserwować okolicę z góry, a Kuba… cóż, Kuba dramatycznie komentował każdy krok ich wyprawy.

– Detektywi przemierzają gęstą dżunglę, podążając za tajemniczym tropem złodzieja ciasteczek! – mówił głośnym szeptem. – Niebezpieczeństwo może czyhać za każdym drzewem, ale oni się nie poddają!

– Kuba, czy mógłbyś mówić ciszej? – poprosiła Patrycja. – Spłoszysz nam złodzieja.

Ślady prowadziły ich przez gęstwinę, potem wzdłuż rzeki, aż w końcu dotarli do małej polany. Alfred nagle zatrzymał się i podniósł głowę.

– Zapach jest tutaj bardzo silny – powiedział. – Ale jest pomieszany z innymi zapachami… wody, kwiatów i… czekolady?

– Czekolady? – zdziwiła się Zofia. – W przepisie na mrówkowe ciasteczka nie ma czekolady.

– Może nasz złodziej eksperymentuje z przepisem? – zasugerowała Patrycja.

Kuba rozglądał się uważnie dookoła.

– Patrzcie! – szepnął nagle, wskazując na coś za drzewami. – Tam jest jakaś chatka!

Rzeczywiście, wśród drzew stała niewielka chatka, z której komina unosił się dym. Przez okno można było dostrzec jakiś ruch w środku.

– Podejdźmy bliżej – zaproponował Alfred, którego nos praktycznie ciągnął go w tamtym kierunku.

Detektywi ostrożnie zbliżyli się do chatki. Gdy byli już blisko, usłyszeli dochodzące ze środka odgłosy – brzęk misek, szum mieszania i… śpiew?

– Ktoś tam śpiewa – szepnęła Zofia.

– I piecze – dodał Alfred. – Czuję zapach pieczonych ciasteczek!

Kuba, nie mogąc powstrzymać swojej odwagi (graniczącej z brawurą), podszedł prosto do drzwi i zapukał głośno.

– W imieniu Agencji Detektywistycznej „Zwierzęta Detektywi”, otwierać! – zawołał donośnym głosem.

W chatce zapadła cisza. Po chwili drzwi skrzypnęły i uchyliły się lekko. W szparze pojawiła się mała, puszysta twarz.

– Dzień dobry? – powiedział niepewnie mały Szop Szymek, patrząc na nich wielkimi oczami.

Detektywi spojrzeli po sobie zaskoczeni. Spodziewali się groźnego złodzieja, a nie małego, przestraszonego szopa.

– Cześć, Szymku – powiedziała łagodnie Zofia, pochylając swoją długą szyję. – Możemy wejść?

Szymek zawahał się, ale w końcu otworzył szerzej drzwi.

– Tylko proszę, nie gniewajcie się – powiedział cicho.

Wnętrze chatki było przytulne, ale panował w nim spory bałagan. Na stole stały miski z ciastem, wszędzie było pełno mąki, a w piecyku piekła się kolejna partia ciasteczek.

– Szymku – zaczął Alfred, którego nos szalał od intensywnych zapachów. – Czy to ty wziąłeś moje mrówkowe ciasteczka?

Szop spuścił głowę.

– Tak – przyznał cicho. – Przepraszam.

– A składniki ze sklepu Moniki? I przepis z biblioteki? – dopytywała Patrycja.

– To też ja – Szymek wyglądał, jakby miał się rozpłakać. – I przepraszam za ogródek Tadeusza, nie chciałem go zniszczyć, ale było ciemno i potknąłem się…

– Ale dlaczego to wszystko zrobiłeś? – zapytał Kuba, zdejmując kapelusz w geście zaciekawienia.

Szymek szop spojrzał w dół na swoje łapki i nerwowo nimi poruszył.

– Chciałem tylko upiec idealne ciasteczka na urodziny babci – przyznał cicho. – Myślałem, że jeśli użyję najlepszego przepisu i wszystkich właściwych składników, babcia będzie ze mnie dumna. Ale nie wiedziałem, jak poprosić o pomoc, więc próbowałem zrobić wszystko sam…

Oczy Patrycji zmiękły ze współczucia.

– Szymku, wystarczyło powiedzieć! Pomoglibyśmy ci. Przyjaciele są po to, by sobie pomagać, zwłaszcza w tak ważnych sprawach jak urodziny babci.

Zofia przytaknęła, pochylając żyrafią szyję z życzliwością.

– Każdemu zdarzają się błędy, ale ważne jest, żeby je naprawić. Posprzątajmy razem i upieczmy nową porcję ciasteczek – tym razem wspólnie.

Alfred aż się ożywił, już wyczuwając w powietrzu zapach świeżych wypieków.

– A może nauczysz nas swojego sekretnego czekoladowego dodatku!

Na twarzy Szymka pojawiła się ulga i nadzieja.

– Naprawdę? Nie jesteście na mnie źli?

– Oczywiście, że nie – powiedział Kuba. – Ale pamiętaj, Szymku: poprosić o pomoc to większa odwaga, niż próbować wszystko zrobić samemu.

Przyjaciele zakasali rękawy. Wspólnie posprzątali domek, oddali, co się dało, i upiekli wielką porcję ciasteczek – część z czekoladą, część z dodatkowym miodem, a część dokładnie tak, jak lubił Alfred.

Kiedy ciasteczka były gotowe, przyszła babcia Szymka. Jej oczy zabłysły z radości na widok pysznych wypieków i grupy przyjaciół, którzy razem pracowali.

– Dziękuję wam wszystkim – powiedziała ciepło. – Najlepsze ciasteczka to te, które powstały z przyjaźni.

Gdy słońce zachodziło nad dżunglą, zwierzęta siedziały razem, zajadając ciasteczka i śmiejąc się wesoło. Wiedziały, że dzięki współpracy, życzliwości i odrobinie detektywistycznej pracy nawet najtrudniejsze zagadki mogą zakończyć się słodką niespodzianką.

I tak kolejny dzień w Agencji Zwierzęcych Detektywów dobiegł szczęśliwego końca – ale wszyscy wiedzieli, że jutro może czekać na nich nowa przygoda.