Poranek w dżungli był jak zawsze pełen śpiewu ptaków i zapachu świeżych liści. W samym sercu dżungli, w przytulnej chatce z liści i pnączy, czwórka detektywów kończyła właśnie poranną gimnastykę.
– Uwaga, ostatnie podskoki! – zawołał Lew Kuba, wymachując szeroko łapami i poprawiając swój kapelusz w żółte grochy.
– Jeszcze trzy przysiady! – dodała Patrycja, mysz pustynna, a jej duże uszy drżały z wysiłku.
Zofia, żyrafa, robiła powolne skłony, sięgając językiem do najwyższych gałęzi palmowych, a Alfred, mrówkojad, rozciągał swój długi nos, wciągając głęboko powietrze pełne porannej rosy.
Po ćwiczeniach przyszedł czas na śniadanie. Kuba zajadał się świeżymi owocami mango i papai z delikatną posypką o smaku steku. Patrycja chrupała marchewkę i jabłka pokropione sosem serowym. Zofia delektowała się sałatką z młodych liści palmowych i świeżych owoców z dżungli. Alfred natomiast przygotował sobie miseczkę jagód i orzechów z odrobiną miodu, choć w skrytości ducha marzył o swoich ulubionych mrówkach.
Ledwo skończyli śniadanie, do drzwi zapukała pierwsza klientka – Surykatka Sylwia.
– Dzień dobry, detektywi! – zawołała. – Mam problem! Ktoś podkrada mi zapasy nasion i zostawia po sobie dziwne szlaczki z liści!
– Hm, to brzmi tajemniczo – mruknęła Patrycja, wyjmując szkło powiększające. – Sprawdzimy to później!
Nie minęła chwila, a do chatki wpadł Goryl Grzegorz, cały roztrzęsiony.
– Pomocy! – krzyczał. – Zniknęła moja ulubiona fioletowa chusta! Bez niej nie mogę tańczyć mojego porannego tańca!
Zofia od razu sięgnęła po swoją mapę dżungli.
– Spokojnie, Grzegorzu. Odszukamy twoją chustę, jak tylko będziemy mogli.
Wreszcie, do chatki weszła powoli, kołysząc się, Papuga Pelagia.
– Detektywi – powiedziała z powagą – od wczoraj powietrze niesie dziwne wiadomości. Słyszę niepokojące odgłosy: „Uwaga, niebezpieczeństwo nadchodzi z północy!” Czy to tylko plotki, czy coś nam grozi?
Wszyscy spojrzeli na siebie z niepokojem. Kuba położył łapę na kapeluszu w grochy i spojrzał poważnie.
– To nie brzmi jak zwykła plotka – powiedział. – Jeśli powietrze naprawdę ostrzega przed niebezpieczeństwem, musimy to sprawdzić. Przecież od tego jesteśmy!
Patrycja szybko zanotowała w dzienniku: „Zagadka niepokojących odgłosów, podejrzenie: coś nadciąga z północy.”
Narada i plan wyprawy
Detektywi zebrali się do narady. Zofia wyciągnęła swoją mapę i uważnie ją przejrzała.
– Na północy jest Wąwóz Echo i stara grota nietoperzy – zauważyła. – Może tam kryje się odpowiedź?
– Czas na wyprawę! – zawołał Kuba, dramatycznie zakładając kapelusz ekspedycyjny z szerokim rondem. – Drużyno, ruszamy tropem tajemnicy!
Wyruszyli przez dżunglę. Patrycja co chwilę sprawdzała ślady przez szkło powiększające i zapisywała spostrzeżenia, Zofia rozglądała się z wysokości, a Alfred wąchał powietrze, próbując wyśledzić coś niezwykłego.
W drodze spotkali Szympansa Stefana, który szeptał:
– Dzisiaj liście szeleszczą inaczej… Jakby coś lub ktoś próbował się z nami skontaktować!
Patrycja zerknęła przez szkło powiększające na liście.
– Zobaczcie! – zawołała. – Na liściach są drobne ślady łapek i… dziwne znaki. Wygląda to jak wiadomość!
Zofia szybko naszkicowała znaki na swojej mapie i porównała z opisami z mądrej księgi.
– To stary język nietoperzy! – powiedziała zaskoczona. – Musimy iść do groty.
W grocie powitał ich chór nietoperzy wiszących pod sklepieniem.
– Witajcie, detektywi! – odezwał się przywódca, Nietoperz Norbert. – To my zostawiamy znaki. Próbujemy ostrzec wszystkich, bo zbliża się wielka burza! Wiemy o niej, bo czujemy zmiany powietrza.
– Jak wielka? – zapytała zaniepokojona Patrycja.
– Największa od dziesięciu lat – odpowiedział Norbert, a jego skrzydła zadrżały. – Nasze echolokacyjne zmysły wykrywają ogromne chmury burzowe zbliżające się z północy. Będzie błyskawice, grzmoty i ulewny deszcz. Wiele norek może zostać zalanych!
Kuba uderzył łapą o ziemię.
– Musimy ostrzec całą dżunglę! – zawołał. – To zadanie dla nas!
Patrycja zanotowała w dzienniku: „Nietoperze ostrzegają przed wielką burzą. Trzeba działać szybko!”
– Mamy najwyżej trzy godziny – dodał Norbert. – Potem niebo pociemnieje i zacznie się ulewa.
Akcja ratunkowa
Zofia rozwinęła mapę i zaczęła planować, które zwierzęta trzeba ostrzec najpierw.
– Najpierw niziny, gdzie woda zbiera się najszybciej – powiedziała. – Potem wyżej położone tereny. Musimy działać metodycznie.
Alfred, używając swojego nosa, wywąchał świeże ślady prowadzące do osady surykatek.
– Tam powinniśmy zacząć! – powiedział. – Ich norki są najbardziej narażone na zalanie.
Drużyna detektywów ruszyła błyskawicznie. Po drodze Kuba zerwał wielkie liście bananowca, które mogły służyć jako prowizoryczne dachy.
– Rozdzielmy się – zaproponowała Patrycja. – Każdy weźmie jeden rejon dżungli. Spotkamy się za dwie godziny przy Wielkim Dębie.
Kuba pobiegł do kolonii surykatek. Gdy dotarł na miejsce, zastał prawdziwy chaos. Małe surykatki biegały we wszystkie strony, a starsze próbowały zabezpieczyć wejścia do norek.
– Spokojnie! – ryknął Lew, a wszystkie surykatki zamarły. – Mam plan! Potrzebujemy kamieni, żeby zbudować barykady wokół wejść do norek.
Pod jego kierownictwem surykatki zaczęły układać kamienie, tworząc wały ochronne. Kuba pomagał przenosić największe głazy, które normalnie byłyby zbyt ciężkie dla małych zwierzątek.
– A teraz liście! – zawołał, rozkładając przyniesione liście bananowca. – Ułóżcie je tak, żeby woda spływała na boki, a nie do środka norek.
Tymczasem Patrycja dotarła do kolonii mrówek, których mrowisko było szczególnie narażone na zalanie.
– Musimy przenieść królową i larwy na wyższe poziomy – powiedziała do Mrówki Generał. – I zbudować kanały odpływowe wokół mrowiska.
Mrówki, znane ze swojej organizacji, szybko utworzyły linie produkcyjne. Jedne przenosiły jaja i larwy, inne kopały kanały. Patrycja, dzięki swojemu małemu rozmiarowi, mogła wejść do mrowiska i pomagać w najbardziej newralgicznych miejscach.
Zofia, ze swoją wysoką szyją, dotarła do małp żyjących w koronach drzew.
– Musicie wzmocnić swoje gniazda! – zawołała. – Burza przyniesie silny wiatr, który może je zniszczyć.
Pokazała małpom, jak splatać gałęzie i liany, tworząc mocniejsze konstrukcje. Jej długa szyja okazała się nieoceniona – mogła sięgać do najwyższych gałęzi i pomagać w zabezpieczaniu gniazd.
Alfred tymczasem zajął się zwierzętami żyjącymi w norkach na zboczach wzgórz.
– Kopcie dodatkowe wyjścia awaryjne! – instruował borsuki i lisy. – I zabezpieczcie zapasy jedzenia w najwyższych komorach.
Jego wrażliwy nos wykrywał miejsca, gdzie ziemia była najbardziej narażona na osunięcie się podczas ulewy. Tam kierował zwierzęta do wzmacniania ścian norek dodatkowymi korzeniami i gałęziami.
Niebo zaczęło ciemnieć, a w oddali słychać było pierwsze grzmoty. Powietrze stało się ciężkie i wilgotne. Detektywi spotkali się w pobliżu Wielkiego Dębu, zgodnie z planem, ale w odpowiedniej odległości, osłonięte skałami – wiedziały, że w czasie burzy nie wolno gromadzić się pod drzewami, ze względu na pioruny.
– Jak sytuacja? – zapytała Patrycja.
– Surykatki zabezpieczone – odpowiedział Kuba. – Pomogłem też żółwiom przenieść jaja na wyższy teren.
– Małpy wzmocniły gniazda – dodała Zofia. – Pomogłam też flamingom znaleźć osłonięte miejsce na czas burzy.
– Norki na wzgórzach są gotowe – powiedział Alfred. – Ale martwię się o zwierzęta nad rzeką. Jeśli woda wzbierze…
Ratunek na rzece
Nie dokończył, bo przerwał mu potężny grzmot. Niebo przecięła błyskawica, a pierwsze ciężkie krople deszczu zaczęły spadać na liście.
– Szybko, do rzeki! – zawołała Patrycja.
Detektywi pobiegli w stronę rzeki, gdzie mieszkały wydry, bobry i inne zwierzęta wodne. Gdy dotarli na miejsce, rzeka już zaczynała wzbierać, a jej nurt przyśpieszał.
– Bobry! – zawołał Kuba. – Potrzebujemy waszej pomocy! Musimy zbudować tymczasową tamę, żeby kontrolować przepływ wody!
Bobry, mistrzowie budowania tam, natychmiast przystąpiły do pracy. Kuba i Alfred pomagali przenosić kłody, Zofia używała swojej szyi jako dźwigu, a Patrycja, dzięki swojej zwinności, mogła dostać się do trudno dostępnych miejsc i zabezpieczać konstrukcję.
Deszcz padał coraz mocniej, a niebo rozświetlały błyskawice. Woda w rzece wzbierała, ale tama bobra powstrzymywała najgorszy napór. Zwierzęta pracowały w deszczu, przemoczone do suchej nitki, ale zdeterminowane, by ochronić dżunglę.
– Uwaga! – krzyknęła nagle Zofia, wskazując na wielkie drzewo nad rzeką. – Zaraz się przewróci!
Rzeczywiście, podmyte korzenie wielkiego drzewa nie wytrzymywały naporu wody. Jeśli drzewo upadłoby na tamę, zniszczyłoby ją całkowicie.
– Musimy je podeprzeć! – zawołał Kuba. – Alfred, znajdź długie gałęzie! Zofia, pomóż mi je ustawić!
Pracując razem, zdołali podeprzeć chyboczące się drzewo. Tama wytrzymała, a woda zaczęła spływać kontrolowanym strumieniem, nie zalewając okolicznych terenów.
Burza szalała przez całą noc. Detektywi nie spali, czuwając nad bezpieczeństwem mieszkańców dżungli. Patrycja organizowała ewakuację z zagrożonych terenów, Kuba wzmacniał konstrukcje ochronne, Zofia monitorowała sytuację z wysokości, a Alfred używał swojego nosa, by wykrywać miejsca, gdzie woda zaczynała się przebijać.
Tęcza po burzy
Nad ranem deszcz ustał, a niebo zaczęło się przejaśniać. Zmęczeni, ale zadowoleni detektywi zebrali się na wzgórzu, by ocenić sytuację.
– Udało się – powiedziała z ulgą Patrycja. – Nikt nie ucierpiał, a szkody są minimalne.
– To była prawdziwa próba dla całej dżungli – dodał Kuba, wyciskając wodę ze swojego przemoczonego kapelusza.
Nagle Zofia, która miała najlepszy widok dzięki swojej długiej szyi, wydała okrzyk zachwytu:
– Patrzcie! Tęcza!
Rzeczywiście, na wschodnim niebie, tam gdzie słońce przebijało się przez ostatnie chmury, rozpościerała się przepiękna tęcza. Jej kolory były tak intensywne i żywe, że wszystkie zwierzęta w dżungli na chwilę zamarły w zachwycie.
– Jest ogromna! – szepnął Alfred. – Nigdy takiej nie widziałem.
– To najpiękniejsza tęcza, jaką w życiu widziałam – dodała Patrycja, a jej oczy lśniły.
Kuba uśmiechnął się szeroko.
– Moja babcia zawsze mówiła: „Po każdej burzy przychodzi tęcza”. I miała rację.
– To jak nagroda za naszą ciężką pracę – powiedziała Zofia. – Przypomnienie, że nawet po najgorszej burzy zawsze przychodzi coś pięknego.
Po burzy cała dżungla lśniła czystością. Krople deszczu błyszczały na liściach jak diamenty, a powietrze było rześkie i świeże. Zwierzęta wychodziły ze swoich kryjówek, zdumione, jak niewielkie szkody wyrządziła burza, i zachwycone widokiem tęczy, która zdawała się łączyć wszystkie zakątki dżungli.
Wieczorem cała czwórka zebrała się przy ognisku. Kuba założył kapelusz opowieści (już suchy) i zaczął mówić:
– To była przygoda! I nauczyła nas ważnej lekcji – burze przychodzą i odchodzą, ale jeśli jesteśmy razem i pomagamy sobie nawzajem, zawsze możemy przetrwać. A po każdej burzy, nawet tej najstraszniejszej, przychodzi tęcza, która przypomina nam o pięknie świata.
Patrycja uzupełniła dziennik nową zagadką rozwiązania, dopisując na końcu: „I pamiętaj, po każdej burzy zawsze przychodzi tęcza”. Zofia dodała ostrzeżenie o burzach do mapy, a także narysowała na niej kolorową tęczę. Alfred schował do fiolki zapach świeżego, oczyszczonego deszczem powietrza, a obok postawił małą buteleczkę z wodą deszczową, w której, gdy padało na nią światło, tworzyła się miniaturowa tęcza.
– Detektywi z dżungli, zadanie wykonane! – powiedzieli wszyscy razem.
A w oddali, nad spokojną już dżunglą, ostatnie promienie zachodzącego słońca tworzyły delikatną, wieczorną poświatę, obiecując nowy, lepszy dzień.