Jeśli wolisz, możesz odsłuchać podcast
Tego dnia zwierzęta musiały wstać wcześnie. Wszystkich obudziła żyrafa, ponieważ była jej kolej na prowadzenie gimnastyki. Wstała rano, zadzwoniła w dzwonek i zawołała:
– Wstawać, śpiochy, na gimnastykę!
Zwierzęta niechętnie wstały – były jeszcze zaspane. Była dopiero szósta rano, ale w tym dniu mieli kilka ważnych rzeczy do zorganizowania. Nikt się więc nie ociągał.
Wszyscy wyszli przed domek, gdzie żyrafa ustawiła się przed myszą, mrówkojadem i lwem Kubą, aby przeprowadzić gimnastykę. Zanim jednak zaczęła, poszła za domek i postukała w blachę, pod którą spała papuga Ala.
– Papugo, dzisiaj dołączasz do nas, ponieważ wszyscy razem idziemy na badania – powiedziała żyrafa.
– Nie chcę na badania! – zaprotestowała papuga.
– Papugo, raz w roku musimy iść na pobranie krwi, żeby każdy wiedział, czy nie jest chory albo czy nie potrzebuje dodatkowych witamin.
– No dobrze – zgodziła się papuga. Ustawiła się ze zwierzętami do gimnastyki, a żyrafa zaczęła prowadzić ćwiczenia.
– Najpierw podnoszenie kopyt! Lewe kopyto przednie, prawe kopyto przednie, lewe kopyto tylne, prawe kopyto tylne! – Żyrafa pokazała i wytłumaczyła, po czym zaczęła się zastanawiać. Przecież tylko ona miała kopyta! Mrówkojad Alfred miał pazury, mysz pustynna Patrycja również miała pazury i chodziła na dwóch nogach. Lew Kuba też miał pazury, a papuga? Papuga miała pazury i tylko dwie łapki.

– Oj, żyrafo, musisz wybrać takie ćwiczenie, które wszyscy zrobią – zauważyły zwierzęta.
– No to kładziemy się i turlamy w lewo, w prawo, w przód i w tył! – zarządziła żyrafa. Papuga uwielbiała to ćwiczenie – zawsze je robiła, kiedy chciała komuś zaimponować. Inne zwierzęta też się ucieszyły, a mrówkojad nawet się przez chwilę zdrzemnął turlając.
Kolejnym ćwiczeniem były podskoki. Z tym żadne ze zwierząt nie miało problemu, oprócz papugi – ona nie miała problemu, bo wystarczyło, że machnęła skrzydłami dwa razy i już była w górze. Na koniec żyrafa zarządziła przysiady. Okazało się, że papuga nie ma kolan, więc nie mogła robić przysiadów – zamiast tego tylko chowała nogi pod piórami i pokazywała je na zmianę.
Po ćwiczeniach żyrafa zawołała:
– Do jeziora!
Wszystkie zwierzęta powtórzyły okrzyk i wbiegły do wody. Wszyscy oprócz papugi – ona oczywiście bała się wody i nie chciała moczyć swoich skrzydełek. Polatała tylko w kółeczko nad chlapiącymi się zwierzętami.
Po kąpieli zwierzęta wróciły na brzeg, powycierały sierść i poszły pościelić swoje łóżka oraz wywietrzyć pokoje. Miały iść na badania, ale najpierw pomyślały o śniadaniu.
– Ale będzie śniadanie! – zawołały, lecz szybko przypomniały sobie, że na badania jedzie się na czczo.
Zwierzęta wsiadły na rowerki i pomknęły do kliniki pani łasicy. Kiedy były już w pobliżu, mysz pustynna krzyknęła:
– Stop!
Zwierzęta się zdziwiły.
– O co chodzi? Dlaczego się zatrzymujemy?
– Popatrzcie – powiedziała mysz. – Jakieś dziwne ślady przy drodze. Jeszcze nigdy ich nie widziałam.
Mrówkojad wyciągnął lupę i przyjrzał się uważnie.
– Rzeczywiście. To chyba nie jest żadne ze zwierząt, które mieszkają w okolicy.
– Bardzo ciekawe. Chodźmy, wytropimy dokąd prowadzą – zaproponował mrówkojad.
– Nie możemy – przerwała żyrafa. – Jesteśmy umówieni na godzinę 7:30 na badania. Nie chcemy, żeby przepadła nam kolejka i żeby pani łasica musiała opóźniać wizyty innych zwierząt.
– Ależ chodźmy – nalegał lew. – Wytropimy to zwierzę albo tego obcego. Może zrobimy jakąś zasadzkę, a badania zrobimy kiedy indziej.
Wszystkie zwierzęta wiedziały, że lew Kuba najbardziej boi się igły i badania krwi. Co roku wymyślał różne przeszkody.
– Oj, lwie Kubo. Niestety musimy to zrobić dla naszego zdrowia – powiedziała żyrafa stanowczo.
Zwierzęta ruszyły dalej, ale cały czas rozmawiały ze sobą szeptem o tajemniczych śladach. Tuż przed 7:30 dotarły do kliniki pani łasicy.
– Kto wejdzie pierwszy? – zapytała pani łasica.
Zwierzęta spojrzały na siebie, a następnie na mysz pustynną. Ona była najodważniejsza, niczego się nie bała i zwykle, kiedy było coś nowego albo nieprzyjemnego, zgłaszała się na ochotnika. Tak samo było tym razem.
– Ja idę – oznajmiła mysz. Weszła do gabinetu, gdzie pani łasica zdezynfekowała jej łapkę, wbiła igłę i pobrała troszkę krwi.
– Dziękuję, następny!
Kolejna weszła żyrafa.
– Ojej, znowu to badanie – westchnęła. – Proszę tylko szybko, ja będę patrzyła w drugą stronę.
Pani łasica sprawnie wykonała zabieg – zdezynfekowała miejsce, pobrała krew i było po wszystkim. Na korytarzu zostali lew Kuba, mrówkojad Alfred oraz papuga Ala. Popatrzyli na siebie niepewnie, po czym lew i mrówkojad wepchnęli papugę do gabinetu, mimo że ta protestowała. Pani łasica szybko pobrała krew, a papuga wyszła z uśmiechem.
– Ojej, nie ma się czego bać! – zawołała.
Został tylko mrówkojad i lew.
– Idź ty.
– Nie, ty idź – przekomarzali się.
– Ja muszę iść się napić wody – wymyślił lew.
– A ja muszę iść do toalety – dodał mrówkojad.
Pani łasica wyszła przed drzwi:
– No zapraszam!

– Okej, zagrajmy w kamień, nożyce, papier – zaproponował mrówkojad. – Kamień, nożyce, papier!
Niestety dla mrówkojada, jego nożyce przegrały z kamieniem lwa Kuby. Musiał wejść do gabinetu.
– Tylko proszę szybko, a ja sobie włączę bajkę na telefonie, żeby wcale mnie nie bolało.
– Okej, jeśli chcesz, możesz oglądać bajkę, ale nawet się nie zorientujesz – zapewniła Pani Łasica. Mrówkojad włączył bajkę o świniach grających koncert na wyspie.
– Tylko proszę mnie nie ukłuć mocno – poprosił mrówkojad.
– Ależ mrówkojadzie, już po wszystkim! Twoja krew jest już tutaj w próbówce, nawet nie zauważyłeś.
– Naprawdę? – zdziwił się mrówkojad. – A mogę jeszcze posiedzieć chwilę i obejrzeć do końca ten koncert?
– Wiesz co, może wyjdziesz na korytarz, ponieważ jeszcze został nam lew. – Pani łasica otworzyła drzwi gabinetu i spojrzała na korytarz – nikogo tam nie było.
– Hmm. Czy ktoś widział lwa Kubę? – Wyszła przed budynek, gdzie stała mysz pustynna, papuga oraz żyrafa, rozmawiające o tajemniczych śladach. – Czy lew wychodził? – zapytała pani łasica.
– Nie, przecież miał mieć pobraną krew – odpowiedziały zgodnie.
Wszyscy wrócili do środka, ale lwa nigdzie nie było.
– Lwie Kubo! – zawołali, ale lew się nie odzywał.
– Hmm – powiedziała mysz cicho do żyrafy. – Pewnie znowu się gdzieś ukrył, musimy go odnaleźć.
Na szczęście zwierzęta detektywi nie miały problemu z odnalezieniem lwa. Mrówkojad uruchomił swój długi nos i od razu wskazał kierunek. Na korytarzu stała szafa z ubraniami, a z szafy wystawał kawałek ogona.
Zwierzęta bardzo cicho podeszły do szafy i ją otworzyły.
– Hejo, ale ja jestem garniturem, proszę zamknąć szafę! – próbował zmylić ich lew.
– Lwie, już nie udawaj – westchnęły zwierzęta.
– No dobrze – poddał się lew i wszedł do gabinetu.
Pani łasica uśmiechnęła się wyrozumiale:
– Lwie, dostaniesz dwie naklejki, a dodatkowo możesz oglądać bajkę, jeśli chcesz. A po badaniu oczywiście możesz iść na pyszne śniadanie, jakie tylko zechcesz.
– A będę mógł zjeść steka? – zapytał z nadzieją lew.
– Oczywiście! Z tej okazji powinieneś nawet zjeść najlepszego steka, jakiego masz w lodówce.
Lew usiadł na fotelu, zasłonił sobie oczy i zaczął liczyć do stu:
– Jeden, dwa, trzy…
Gdy doliczył do dwudziestu, pani łasica powiedziała:
– Lwie, proszę przyciśnij tutaj ten opatrunek, już po wszystkim.
– Ojej, dlaczego ja się tak bałem? Przecież nawet nie poczułem, że była pobierana krew!
– Dziękuję i do zobaczenia za rok – pożegnała ich pani łasica.
Lew wyszedł na korytarz i oznajmił dumnie:
– Wcale się nie bałem, to była pestka!
– Okej – powiedziały zwierzęta – wracajmy w takim razie do bazy, a po drodze zobaczymy, co z tymi śladami.
Wsiadły na rowerki i wyruszyły tropem tajemniczych śladów. Papuga Ala leciała nad nimi.
Kiedy dotarli do miejsca, gdzie poprzednio widzieli ślady, postanowili się rozdzielić. Mysz pustynna i lew poszli za śladami, a mrówkojad, żyrafa i papuga udali się w przeciwnym kierunku, aby sprawdzić, skąd ślady się pojawiły.
Ślady, które śledziły lew i mysz pustynna, prowadziły najpierw wzdłuż ścieżki, później przez łąkę, a następnie do lasu. Gdy doszli do strumienia, niestety ślady zniknęły.
– Wygląda na to, że ktoś chciał zgubić trop – zauważyła mysz. – Pewnie wszedł do strumienia i poszedł albo w górę, albo w dół. To najlepszy sposób na zmylenie tropicieli. Niestety sami tego nie wytropimy. Wróćmy na miejsce startu i zobaczmy, czy druga grupa znalazła punkt początkowy śladów.
Wrócili na miejsce, gdzie już czekały pozostałe zwierzęta.
– I co? Zauważyliście coś? – zapytała mysz pustynna mrówkojada i żyrafę.
– Poszliśmy za śladami, ale okazało się, że pojawiły się przy jeziorze – odpowiedział mrówkojad. – Ten ktoś musiał przypłynąć, chociaż nie ma żadnych śladów łodzi.
– Bardzo dziwne te ślady – stwierdziły zgodnie zwierzęta.
– Chodźmy na śniadanie – zaproponowała żyrafa. – A później zaplanujemy dalszą część poszukiwań.
Zwierzęta wróciły do domku. Lew przygotował sobie najpyszniejszego steka, a pozostali swoje przysmaki: ciasteczka mrówkowe, serowe i palmową zupę. Papuga zajadała się ciasteczkami z ziarnami i owocami.
Po śniadaniu zwierzęta przypomniały sobie, że o poradę miał przyjść królik. Akurat wybiła godzina dziesiąta i usłyszały stukanie do bramy.
– Jest tam kto? – zawołał królik.
Żyrafa otworzyła bramę, a królik wszedł mówiąc:
– W ogóle nie mogłem was zastać, byłem tu godzinę temu!
– Ależ króliku, dzisiaj byliśmy na badaniach. Poza tym umawialiśmy się na dziesiątą – wyjaśniła żyrafa.
– No tak, wiem – przyznał królik – ale mam bardzo pilną sprawę. Otóż ktoś podbiera moje marchewki z pola. Najpierw myślałem, że się pomyliłem i sam je zjadłem. Ale kiedy następnego dnia przyszedłem, znowu brakowało dwóch marchewek. Kolejnego dnia – trzech.
– Więc następnego dnia przyszedłem na moje pole marchewkowe i narysowałem szkic. Zaznaczyłem na mapie miejsca, gdzie były marchewki. Kiedy przyszedłem dzisiaj, okazało się, że na mojej mapie jest wyrwanych pięć marchewek, a na polu brakuje siedmiu. Czyli ktoś w nocy wyrwał dwie kolejne!
– Czy zauważyłeś jakieś ślady? – zapytała mysz.
– Tak, ale to bardzo dziwne ślady. Ani to są ślady lisa, ani borsuka, ani żadnego zwierzęcia, które mieszka w naszej okolicy. Próbowałem nawet znaleźć tropy, ale ślady zaczynają się i kończą przy jeziorze.
– Hmm, ten przypadek robi się coraz dziwniejszy – powiedział lew.
Mysz pustynna wyciągnęła swój notatnik i pokazała królikowi:
– Czy to takie ślady widziałeś?
– Tak, dokładnie! Skąd wiedziałaś?
– Widzieliśmy bardzo podobne na drodze, kiedy szliśmy na badania. Próbowaliśmy je wytropić, ale zaczynały się w jeziorze, a kończyły w rzece. Wygląda na to, że ten ktoś jest bardzo sprytny i zna się na metodach tropicieli.
– Czy pomożecie mi go wytropić? Musimy zastawić pułapkę – poprosił królik.
– Zapraszam wieczorem – dodał królik.
Zwierzęta zrobiły jeszcze naradę, żeby ustalić plan działania oraz możliwe scenariusze. Zupełnie nie miały pomysłu, kto mógł zostawiać te tajemnicze ślady.
Wieczorem zwierzęta udały się na farmę królika. Rozstawiły fotopułapki, a każde z nich zajęło pozycję w innej części pola i obserwowało.
Długo nic się nie działo. O północy, kiedy zrobiło się bardzo ciemno – mimo że księżyc świecił jak mały rogalik – zwierzęta zobaczyły jakiś ruch. Jakiś cień przesuwał się w kierunku marchewek. Tajemnicza postać wyciągnęła jedną marchewkę, schowała do torby i błyskawicznie przemknęła na jezioro, odpływając tak, jakby stała na wodzie.
– To niemożliwe! – powiedział lew.
– To niemożliwe! – powtórzyła żyrafa.
Zwierzęta postanowiły zakończyć nocną obserwację i wrócić do domku się wyspać. Następnego dnia rano zrobiły naradę.
– Czy macie jakieś pomysły? – zapytała mysz.
– Zupełnie nie, ale musimy zastawić prawdziwą zasadzkę – odpowiedział mrówkojad. – Tym razem, oprócz dozorowania pola z marchewkami, na jeziorze będziemy mieć gotową łódź z ogromnym reflektorem. Kiedy tylko złodziejaszek zacznie odpływać, zagrodzimy mu drogę, włączymy reflektor i zobaczymy, co to za gagatek.
– Co prawda zabiera tylko jedną lub dwie marchewki, więc to nie jest duża szkoda – zauważyła żyrafa. – Ale musimy zobaczyć, po co mu te marchewki i dlaczego zostawia takie dziwne ślady.
Zwierzęta przygotowały zasadzkę. Kiedy nadszedł wieczór, każde z nich zajęło pozycję – na jeziorze mrówkojad był na jednej łodzi, a lew na drugiej. Łodzie były ukryte w zaroślach. Na plantacji marchewek czuwała mysz pustynna i żyrafa, a nad plantacją cichutko latała papuga.
O północy znowu pojawiła się tajemnicza postać. Zwierzęta na wodzie zauważyły, że przypłynęła na desce – dlatego wcześniej jej nie widziały i wyglądało, jakby ta postać pływała po wodzie. To wyjaśniało część zagadki!
Tajemnicza postać weszła na plantację, wzięła jedną marchewkę, schowała do torby i wróciła na swoją deskę. W tym momencie zwierzęta ruszyły do akcji.
Lew i mrówkojad wypłynęli na jezioro i włączyli ogromny reflektor, a na brzegu mysz pustynna i żyrafa krzyknęły:
– Stój, jesteś otoczony!
Papuga nadzorowała wszystko z powietrza.
Kiedy zwierzęta włączyły reflektor, wszystko się wyjaśniło – tajemniczą postacią był pingwin egzaminator. Ten sam, który sprawdzał, czy zwierzęta zdały egzamin na kolejny stopień bycia detektywami.
– Gratuluję – powiedział pingwin. – Doskonale się sprawdziliście. Zapewne pamiętacie, że każdy detektyw musi co roku przechodzić egzamin. Sprawdzamy, czy ma kwalifikacje do bycia detektywem, czy nie przepuści żadnego tajemniczego śladu oraz czy zawsze podejmie się misji, która wydaje się najtrudniejsza i niewyjaśnialna.
– Och! – zawołały zwierzęta. – Bardzo byliśmy zaskoczeni, widząc dziwne ślady, a później, kiedy dowiedzieliśmy się, że ginie tylko po jednej marchewce. Ale nasz kodeks detektywów mówi, że zawsze musimy pomóc, jeżeli ktoś o tę pomoc poprosi.
– Gratuluję Wam! Tutaj są Wasze certyfikaty – powiedział pingwin. – Macie zaliczony kolejny rok bycia detektywami. Życzę Wam powodzenia w kolejnych miesiącach i żeby Wasze misje były ciekawe, ale niezbyt trudne.
– Dziękujemy bardzo! Czy możesz nam jeszcze tylko powiedzieć, w jaki sposób zrobiłeś te ślady? – zapytała ciekawa mysz.
– To jest prościzna – uśmiechnął się pingwin. – To są specjalne buty, które mylą tropy.
– Rozumiemy – powiedziały zwierzęta – ale czyje to ślady? Nie znamy takiego zwierzęcia.
– No oczywiście, że nie – takiego zwierzęcia nie ma! Poprosiłem mój komputer, żeby wydrukował ślad zwierzęcia, które nie istnieje. Miał zrobić krzyżówkę kopyta sarny, łapy pingwina i racicy gazeli. Następnie to wszystko odwrócił i nałożył na to ślad kota. Dlatego ten ślad wygląda tak bardzo dziwnie.
– Teraz rozumiemy! – zawołały zwierzęta. – Nauka rozwija się bardzo szybko i powstają nowe technologie, dlatego musimy się stale szkolić.
– Teraz już się z wami pożegnam – powiedział pingwin egzaminator. – Za chwilę przypłynie po mnie łódź i jadę egzaminować inną ekipę detektywów w miasteczku, które leży tuż za zoo.
– Do zobaczenia! – pożegnały go zwierzęta.
Jedynie królik był nieszczęśliwy, bo jego marchewki nie wróciły na pole. Jednak następnego dnia, kiedy wyszedł z norki, okazało się, że tuż przed wejściem stała skrzynia pełna marchewek i druga pełna słodyczy o smaku marchewkowym. To był prezent od pana pingwina za sprawiony kłopot.
Zwierzęta wróciły do swojej bazy, nalały sobie do szklaneczek lemoniady i wskoczyły na leżaczki, aby odpocząć po ekscytującej przygodzie.
Koniec
Autorstwo: Ola i Tata.