Tego dnia zwierzęta miały zaplanowany normalny dzień pracy: pobudka, gimnastyka, kąpiel w jeziorze oraz specjalne śniadanie. W dżungli panował spokój, a promienie słońca przedzierały się przez gęste liście palm, tworząc na ziemi złociste wzory.
Papuga Ala, która niedawno wróciła z odwiedzin u swojej dalekiej kuzynki mieszkającej niedaleko miasteczka ludzi, zaproponowała, że zrobi wszystkim jajecznicę, którą podpatrzyła u ludzi.
– Ja wam zrobię pyszną jajecznicę! – oznajmiła z dumą, trzepocząc kolorowymi skrzydłami.
Zwierzęta, choć przyzwyczajone do swoich przysmaków, z ciekawością przyjęły propozycję. Lew Kuba poprawił swój kapelusz i zasiadł przy stole, Patrycja przygotowała swoje szkło powiększające, by dokładnie zbadać nowe danie, a żyrafa Zofia wyciągnęła swoją długą szyję, by obserwować proces przygotowania.
Papuga Ala, ubrana w fartuch i kucharską czapkę, z wielką patelnią w skrzydle, nałożyła każdemu porcję jajecznicy. Każde zwierzę dodało swoje ulubione dodatki: mrówkojad Alfred posypał swoją porcję mrówkami, mysz pustynna Patrycja dodała ser, żyrafa Zofia liście palmowe, a lew Kuba paseczki bekonu.
Po śniadaniu i porządkach rozpoczął się dzień porad. Pierwsza przyszła pani Gazela z ukruszonym kopytem. Żyrafa Zofia pomogła jej, aplikując specjalny żel regenerujący, który przechowywali w swoim magazynie leków i specyfików.
Nagle, gdy Zofia kończyła opatrywać kopytko Gazeli, zwierzęta usłyszały hałas przy bramie. Kuba, poprawiając swój kapelusz detektywa, poszedł sprawdzić, co się dzieje. Zanim dotarł do bramy, przeskoczyło przez nią coś różowego – to była pani flamingowa Felicja, cała roztrzęsiona i z piórami w nieładzie.
– Mój mąż, Flaming Franek, został uprowadzony! – zawołała zdenerwowana, ledwo łapiąc oddech.
– Jak to się stało? – zapytał mrówkojad Alfred, unosząc swój długi nos, by lepiej wyczuć zapach flaminga.
Felicja opowiedziała, jak stali nad jeziorem na jednej nodze, a gdy się odwróciła, Franka już nie było. Na miejscu znalazła tylko trzy różowe pióra.
Zwierzęta natychmiast przystąpiły do działania. Zebrały niezbędny sprzęt detektywistyczny: liny, buty do wspinaczki, latarki, prowiant oraz składane lotnie. Alfred spakował specjalne probówki na ślady, a Patrycja zabrała swój notes i kilka różnych szkieł powiększających.
Na miejscu zniknięcia flaminga detektywi zauważyli połamane gałęzie, ślady pazurów i wielkich łap. Alfred, wykorzystując swój niezwykły węch, stwierdził:
– Wyczuwam leśnego potwora. To rzadki gość w naszej okolicy, ale słyszałem o nim od innych zwierząt. Dobra wiadomość – nigdy nikomu nie wyrządził krzywdy, choć porywał kury i owce.
Detektywi ruszyli tropem. Mysz pustynna Patrycja szła pierwsza, badając ślady przez szkło powiększające. Za nią podążał Alfred, węsząc intensywnie, a Kuba obserwował otoczenie, gotowy do obrony drużyny. Żyrafa Zofia wykorzystywała swoją wysokość, by wypatrywać wszelkich oznak obecności potwora, a papuga Ala latała nad nimi, dając znaki z powietrza.
Ślady prowadziły przez gęsty las, a co jakiś czas znajdowali różowe piórka, które Franek zostawiał jako wskazówki. Gdy dotarli do rzeki, zbudowali most linowy, by przejść na drugą stronę bez zamoczenia sprzętu.
Po naradzie i analizie mapy ustalili, że potwór zmierza do opuszczonej jaskini na szczycie góry. Wspinaczka była trudna, ale dzięki współpracy i specjalistycznemu sprzętowi, dotarli na miejsce przed zmrokiem.
Ukryci w krzakach, obserwowali jaskinię. Gdy potwór wyszedł, mysz pustynna zakradła się do środka. Znalazła flaminga przykutego łańcuchem do ściany, z wieloma wyrwanymi piórami.
– Jesteśmy tu całą drużyną, wkrótce cię uwolnimy – szepnęła. – Po co cię porwał?
– Chce zrobić magiczne zaklęcie z moich piór. Uważa, że muszą być świeżo wyrwane – odpowiedział Franek drżącym głosem.
Mysz wróciła do drużyny i opracowali szczegółowy plan ratunkowy. Żyrafa Zofia rozłożyła mapę okolicy, a Kuba zaznaczył potencjalne drogi ucieczki.
– Musimy działać szybko i precyzyjnie – powiedziała mysz pustynna. – Przygotowałam specjalny eliksir wzmacniający strach, ale potrzebujemy sposobu, by potwór go wypił.
Patrycja poszła do lasu, nazbierała odpowiednich liści, a następnie w przenośnym laboratorium zmieszała je z odrobiną olejków eterycznych. Podgrzała miksturę i wyprodukowała kilka kropel preparatu, który po wypiciu zwiększał uczucie strachu. Zwierzęta często stosowały ten preparat, gdy potrzebowały odstraszyć łobuziaków kradnących marchewki lub obozujących w lesie.
– Alfred, ty będziesz przynętą – zdecydował Kuba, poprawiając swój kapelusz detektywa. – Twoja lotnia pozwoli ci szybko uciec.
Mrówkojad przytaknął, choć w jego oczach widać było niepewność.
– Zakradnę się z boku jaskini i zadzwonię dzwonkiem. Kiedy potwór wyjdzie, odlecę na lotni – wyjaśnił Alfred. – Będzie myślał, że to jakiś turysta, a w tym czasie Patrycja podmieni eliksir.
Lew Kuba, który cały czas obserwował jaskinię przez lornetkę, szepnął:
– Potwór właśnie wrócił. Widzę, jak zaczyna gotować coś w garnku.
Mysz nastawiła swoje ogromne uszy i potwierdziła:
– Słyszę brzdąkanie szkła i mieszanie czegoś w garnku. Teraz jest idealny moment na podmianę eliksiru.
Alfred bardzo ostrożnie zakradł się w pobliże jaskini, zadzwonił dzwoneczkiem i czekał. Cisza. Zadzwonił ponownie, głośniej.
– Kto tam? Zaraz cię przegonię! – usłyszał warkliwy głos z wnętrza jaskini.
– Nie przegonisz mnie, kimkolwiek jesteś! – odkrzyknął odważnie mrówkojad, rozwijając swoją małą lotnię.
Potwór wybiegł z jaskini, wściekły i gotowy do ataku. Alfred, widząc jego ogromną postać, poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Wziął głęboki oddech, rozłożył lotnię i ruszył biegiem w dół zbocza. Potwór rzucił się w pogoń, rycząc przeraźliwie.
W tym samym czasie mysz pustynna, wykorzystując zamieszanie, przeskoczyła na linę i zwinnym ruchem wskoczyła do jaskini. Serce biło jej jak oszalałe, gdy skradała się do bulgoczącego garnka. Wlała pięć kropelek eliksiru do mikstury i szybko schowała się za wielkim głazem.
Tymczasem Alfred manewrował lotnią, unikając kamieni rzucanych przez potwora. Jeden z nich przeleciał tuż obok jego głowy. Sprytnym unikiem zszedł z toru lotu kamienia i poszybował w stronę zagrody. Jego misja była zakończona, ale nie mógł już pomóc pozostałym.
Potwór, sapiąc ze złości, wrócił do jaskini. Rozglądał się podejrzliwie, ale nie zauważył ukrytej myszy. Usiadł przy garnku, zamieszał eliksir i nalał go do glinianego kubka. Powoli uniósł naczynie do ust i wypił jednym haustem.
Przez chwilę nic się nie działo. Potwór oblizał usta, jakby oceniał smak, ale nagle jego oczy rozszerzyły się ze strachu. Zaczął się rozglądać nerwowo, mamrocząc coś o duchach czających się w ciemnościach.
– Co to było? Ktoś tu jest? – ryknął, lecz w jego głosie słychać było panikę.
Zwierzęta wykorzystały moment. Na umówiony znak papuga Ala zaczęła krążyć wokół jaskini, wydając przerażające dźwięki. Z góry lew Kuba zaryczał tak głośno, że potwór podskoczył. Żyrafa Zofia, używając swojej wysokości, rzucała cień na ściany jaskini, tworząc złowrogie kształty.
– Duchy! Duchy mnie ścigają! – krzyknął potwór, zrywając się na równe nogi.
Drżąc ze strachu, potwór rzucił garnkiem o ziemię, rozlewając eliksir, i wybiegł z jaskini, wydając z siebie przeciągły, przerażony ryk. Zwierzęta obserwowały, jak olbrzym ucieka w popłochu w stronę lasu, tratując po drodze wszystko, co napotkał.
Mysz pustynna natychmiast podbiegła do flaminga i przy pomocy specjalnego narzędzia z detektywistycznego zestawu otworzyła kłódkę łańcucha.
– Myślałem, że już nigdy nie wyjdę z tej jaskini! – powiedział Franek ze łzami w oczach. – Jesteś prawdziwą bohaterką.
– To była praca całej drużyny – odpowiedziała mysz. – Teraz musimy szybko wracać, zanim potwór zdecyduje się wrócić.
Flaming Franek, choć osłabiony, z pomocą myszy i żyrafy Zofii opuścił jaskinię. Na zewnątrz czekali już lew Kuba i papuga Ala. Wszyscy odetchnęli z ulgą, widząc, że Franek jest cały, choć bez kilku piór.
Drużyna bezpiecznie wróciła do bazy, gdzie Franek został opatrzony przez Zofię, a pozostałe zwierzęta świętowały kolejny sukces, zapisując szczegóły przygody w kronice detektywistycznej.