Pewnego pogodnego ranka nad lazurowym jeziorem w sercu tropikalnej dżungli Lew Kuba i jego zgrany zespół detektywów wykonywał poranne ćwiczenia gimnastyczne. Słońce właśnie wstawało zza koron wysokich palm, rzucając złociste refleksy na spokojną taflę wody, gdy nagle wszyscy poczuli przenikliwy, nieprzyjemny zapach unoszący się w powietrzu.
— Fuj! Co to za okropny smród? — wykrzyknęła Patrycja, szybko zatykając nos łapą i marszcząc czoło z niesmakiem.
Żyrafa Zofia, najwyższa z całej ekipy, wyciągnęła swoją niezwykle długą szyję jak periskop i rozejrzała się bacznie po całej okolicy, przeszukując wzrokiem każdy zakątek nad jeziorem.
— Nic podejrzanego nie widzę — oznajmiła spokojnie, ale z lekkim niepokojem w głosie.
Mrówkojad Alfred, specjalista od tropienia zapachów, natychmiast włączył się do akcji. Zaczął węszyć swoim charakterystycznie długim i czułym nosem, powoli przemieszczając się po brzegu.
— To pachnie jak… zgniłe jajka wymieszane z mułem bagiennym! — stwierdził z wyrazem obrzydzenia na twarzy.
Lew Kuba, przywódca grupy, dostojnie założył swój ulubiony brązowy kapelusz detektywa z szerokim rondem i spojrzał poważnie na resztę zespołu.
— Przyjaciele, nadszedł czas na kolejne śledztwo! — zarządził stanowczym głosem, wyprostowując się dumnie. — Ten tajemniczy zapach na pewno ma swoje źródło, i my je znajdziemy!
Patrycja, jako pierwszorzędna specjalistka od drobiazgowych szczegółów i śledzenia tropów, natychmiast zabrała się do pracy. Uzbrojona w swoje zaufane szkło powiększające, systematycznie przeszukała każdy centymetr brzegu jeziora, przyglądając się uważnie piaskowi, kamieniom i roślinom wodnym, ale nic podejrzanego nie znalazła. Tymczasem Alfred krążył po okolicy szerokim łukiem, węsząc intensywnie i podążając za śladem zapachu, aż nagle zatrzymał się gwałtownie, jakby natrafił na coś ważnego.
— Znalazłem coś istotnego! — zawołał podekscytowany i wskazał nosem w kierunku wody, gdzie coś dziwnego majaczył pod powierzchnią.
Wszyscy detektywi zgromadzili się przy brzegu i spojrzeli w stronę jeziora. Pod krystalicznie przezroczystą wodą, pomiędzy kolorami akwatycznymi roślinami, leżało ogromne, zielonkawe jajo o powierzchni pokrytej śliskim nalotem i glonami – niewątpliwie jajo dinozaura!
— Ale jak to się tu w ogóle znalazło? Skąd mogło się wziąć? — zdziwili się wszyscy chórem, wymieniając zaskoczone spojrzenia.
W tym momencie usłyszeli głośny plusk dobiegający z głębi jeziora. Z wody powoli wynurzył się mały, szmaragdowo-zielony dinozaur z długą szyją i przyjaznym, nieśmiałym uśmiechem na sympatycznym pysku.
— Bardzo przepraszam za cały ten bałagan i przykry zapach — powiedział skruszonym, przepraszającym głosem, wyglądając na zawstydzonego. — Zostawiłem tu to jajo na wakacje kilka tygodni temu, ale chyba się niestety zepsuło podczas mojej nieobecności.
Detektywi parsknęli wesołym śmiechem na tę zabawną sytuację, ale Kuba natychmiast zmarszczył brwi, wyczuwając, że coś tu nie gra.
— Przyjacielu, musimy się dokładnie upewnić, czy to naprawdę twoje jajo. Coś mi w tej całej historii nie pasuje — powiedział podejrzliwie.
Mały dinozaur nerwowo podrapał się pazurem po głowie i zaczął się niespokojnie wiercić.
— Eee, tak, oczywiście, to zdecydowanie moje… chyba tak… — wymamrotał niepewnie.
Zofia zmrużyła swoje duże, przenikliwe oczy i spojrzała na niego sceptycznie.
— Jak to: 'chyba tak’? To jest twoje jajo, czy jednak nie jest? — zapytała stanowczo.
Mały dinozaur zaczął się wiercić jeszcze bardziej nerwowo, przestępując z łapy na łapę. W końcu westchnął głęboko i postanowił powiedzieć prawdę.
— No dobrze… prawda jest taka, że wcale nie wiem, skąd się tu wzięło to jajo. Zobaczyłem je wczoraj, gdy pływałem sobie spokojnie po jeziorze, i pomyślałem, że może przypadkiem jest moje. Ale nie mam całkowitej pewności — wyznał szczerze.
Detektywi spojrzeli po sobie z rosnącym zainteresowaniem. Sprawa zdecydowanie się komplikowała i stawała się coraz bardziej zagadkowa!
— W takim przypadku musimy koniecznie znaleźć prawdziwego właściciela tego jaja — powiedział Kuba stanowczo, zakładając ręce na piersi. — To nasze detektywistyczne obowiązek!
— Obserwując to jajo dokładnie, myślę, że może należeć do jakiegoś wodnego stworzenia — zauważyła bystra Patrycja, oglądając znalezisko bardzo uważnie przez swoje szkło powiększające. — Jest całkowicie pokryte zielonymi glonami i mułem, więc prawdopodobnie długo tu leżało na dnie.
— W takim razie powinniśmy systematycznie sprawdzić, czy ktoś w naszej okolicy nie zgubił przypadkiem swojego jaja — zaproponował praktyczny Alfred, już gotowy do działania.
Zorganizowana ekipa detektywów natychmiast zaczęła metodycznie wypytywać wszystkich mieszkańców kolorowej dżungli. Wąż Stefan kategorycznie zaprzeczył, że jajo mogłoby być jego własnością. Mądry żółw Gerwazy spokojnie stwierdził, że od zawsze składa swoje jaja wyłącznie w ciepłym piasku na brzegu. Nawet wielka, dostojną hipopotamica Matylda nie miała najmniejszego pojęcia, skąd mogło pochodzić tajemnicze znalezisko.
W końcu Ala, niezwykle bystra i spostrzegawcza papuga, sfrunęła szybko z wysokiej gałęzi i zawołała podekscytowanym głosem:
— Słyszałam wczoraj, jak krokodyl Barnaba czegoś intensywnie szukał nad rozlewiskiem!
Detektywi bez wahania ruszyli w kierunku błotnistego rozlewiska, gdzie od lat mieszkał stary, mądry krokodyl Barnaba. Znaleźli go siedzącego samotnie na brzegu, wyglądającego na bardzo smutnego i przygnębionego.
— Co się dzieje, drogi Barnabo? Dlaczego jesteś taki przygnębiony? — zapytał współczująco Kuba, siadając obok wielkiego krokodyla.
— Zgubiłem jedno z moich najcenniejszych jaj! — westchnął żałośnie krokodyl, opuszczając głowę. — Szukałem wszędzie przez całe dni i noce, ale nigdzie go nie mogę znaleźć. To było moje pierwsze jajo tej wiosny.
Zofia uśmiechnęła się promiennie i wymienił radosne spojrzenia z resztą zespołu.
— Drogi Barnabo, chyba mamy dla ciebie wspaniałą, dobrą wiadomość!
Kiedy detektywi uroczyście pokazali Barnabie odnalezione jajo, stary krokodyl aż podskoczył z nieopisanej radości, zapominając o swojej godności.
— Tak! To jest zdecydowanie moje ukochane jajo! Musiało odpłynąć w stronę jeziora podczas ostatniej burzy, kiedy fale były szczególnie mocne i wzburzone!
Mały dinozaur podrapał się zawstydzony po głowie i uśmiechnął się przepraszająco do wszystkich.
— Oj, bardzo przepraszam wszystkich, że myślałem, że to może być moje jajo. Nie chciałem nikogo wprowadzać w błąd.
Barnaba pokiwał głową ze zrozumieniem i uśmiechnął się łagodnie.
— Nie martw się, młody przyjacielu. Najważniejsze, że moje jajo się szczęśliwie znalazło dzięki wam, wspaniałym detektywom!
Kuba uśmiechnął się z dumą i zadowoleniem.
— Kolejna sprawa zostało pomyślnie rozwiązana! — ogłosił triumfalnie.
Zmęczeni, ale zadowoleni detektywi powoli wrócili na swoją ulubioną plażę nad jeziorem, dumni z kolejnego udanego śledztwa i rozwiązanej zagadki. Słońce było już wysoko na niebie, a przyjemny wiaterek kołysał liśćmi palm.
Patrycja przeciągnęła się i ziewnęła długo.
— Teraz chyba naprawdę zasłużyliśmy na dobrze zasłużony odpoczynek po tym całym śledztwie.
— I na coś przyjemnie pachnącego do jedzenia! — dodał Alfred z rozmarzeniem. — Najlepiej makaron z moim ulubionym sosem truskawkowym i może jeszcze kilka owoców tropikalnych!
Wszyscy detektywi roześmiali się serdecznie i ruszyli w kierunku swojej bazy na wspólną ucztę, już gotowi i spragnieni kolejnych ekscytujących przygód, które na pewno czekały na nich w tajemniczej dżungli pełnej niespodzianek.
