W poprzednich odcinkach Zwierzęta Detektywi podczas remontu domku znaleźli pod podłogą tajemniczą, starą mapę z napisem “Mapa My…”. Wyruszyli po pomoc do mądrej sowy Sylwii, która wskazała im drogę do Leniwca Lemonka. Po pokonaniu zerwanego mostu linowego i pomocy małpom z bananami, zdobyli brakujący fragment mapy. Odkryli wtedy wielką tajemnicę – litera A została domalowana przez kogoś! W rzeczywistości to była “Mapa Mysia”, a teraz muszą znaleźć miejsce zaznaczone na mapie.
ŁUUUP! BACH! BRZDĘK!
Wielki kokos spadł z wysokiej palmy i uderzył prosto w blaszany dach nad norką papugi Ali. Dźwięk rozniósł się echem nad całym jeziorem.
– Ała! – krzyknęła Ala, wylatując z norki jak pocisk. – Kto rzuca kokosami o szóstej rano?!
– Nikt nie rzucał – zaśmiał się Kuba, wyglądając z okna. – Po prostu dojrzał i spadł. Dzień dobry, Alu!
Ranek był przejrzysty i spokojny. Słońce świeciło przez okna domku, ale zanim Zwierzęta Detektywi zasiadły do śniadania, czekała ich codzienna poranna gimnastyka. Nawet w najbardziej napięty dzień trzeba zacząć od ruchu!
Zaczęli od rozciągania. Zofia wyciągała długą szyję w górę i w dół, Alfred robił skłony, dotykając łapami ziemi, Patrycja skakała na jednej nodze, potem na drugiej, a Ala robiła kółka skrzydłami.
– Dziesięć pompek! – komenderował Kuba.
– Dziesięć?! – jęknęła Ala. – Ja mam skrzydła, nie łapy!
– To dziesięć przysiadów dla ciebie – uśmiechnął się lew.
Po dziesięciu minutach ćwiczeń wszyscy czuli się silniejsi i bardziej rozbudzeni. Dopiero wtedy zasiedli przy drewnianym stole na tarasie. Na środku leżała mapa – złożona z dwóch fragmentów.
– Dobrze się czuję po gimnastyce – powiedział Alfred, nalewając sobie herbaty z mrówek. – Mięśnie gotowe na przygodę.
– I głowa jaśniejsza – dodała Patrycja, pochylając się nad mapą z lupą.
Przez chwilę studiowała znaki, przesuwała lupę, mierzyła odległości małą linijką. Wreszcie podniosła wzrok.
– Mam to! Widzicie ten mały krzyżyk? To punkt ze skarbem. Jest dokładnie pięćdziesiąt metrów od brzegu jeziora.
– Pięćdziesiąt metrów? – powtórzył Kuba. – To całkiem spory kawałek w wodzie.
– Wczoraj myśleliśmy, że skarb jest na samym brzegu – dodała Zofia. – Dobrze, że dokładnie zmierzyłaś.
W ciągu pół godziny wszyscy spakowali sprzęt: płetwy, maski do nurkowanai, boje sygnalizacyjne, wykrywacz metalu, linki asekuracyjne, kompas i prowiant.
Poszukiwania nad wodą
Detektywi wyszli na pomost i otworzyli drzwi do magazynu łodzi. W środku stały dwa specjalne, składane kajaki z pompowanymi burtami i małymi elektrycznymi silniczkami. To były ich ulubione łodzie do misji na jeziorze – ciche, stabilne i niezawodne.
– Pompujemy! – zarządził Kuba.
Alfred i Zofia wzięli pompę i zaczęli napełniać burty powietrzem. Patrycja sprawdzała zawory, a Ala latała wokół, podając sznurki i karabinki.
– Silniki naładowane? – zapytał Kuba.
– Sprawdzone wczoraj wieczorem – potwierdził Alfred. – Baterie pełne.
– To w drogę!
Dwa kajaki sunęły po gładkiej tafli jeziora. Z przodu płynął Kuba z Patrycją, z tyłu Alfred z Zofią. Silniczki pracowały cicho, tylko lekko burczały, a woda cicho pluskała o burty. Ala unosiła się wysoko nad nimi, wypatrując przeszkód i brzegu.
Gdy dotarli na miejsce, Kuba wyłączył silnik i wyjął kompas.
– Patrycjo, sprawdź jeszcze raz współrzędne.
Patrycja rozłożyła mapę na kolanach, zmierzyła kąt kompasem i spojrzała na brzeg przez lornetkę.
– Tam, przy trzech wysokich palmach – wskazała. – To nasz punkt odniesienia. Pięćdziesiąt metrów od brzegu to… tutaj.
Kuba zarzucił małą bojkę z flagą, zaznaczając punkt startowy.
– Zofia, obserwuj z góry razem z Alą. Alfred, trzymasz linkę sygnałową. Patrycja, ty nurkujesz pierwsza – masz najlepszy zmysł orientacji.
– Jedno szarpnięcie to „wszystko w porządku” – przypomniała Patrycja. – Dwa szarpnięcia to „coś znalazłam”. Trzy to „wyciągajcie mnie szybko”.
– Zrozumiano – kiwnął głową Kuba. – Asekuracja gotowa. Możesz skakać do wody.
Patrycja założyła maskę, sprawdziła fajkę, sprawdzila cisnienie w butli i zanurkowała. Linkę trzymał mocno Alfred, a Kuba obserwował wodę. Ala unosiła się nad kajakami, wypatrując jakiegokolwiek ruchu pod powierzchnią.
Patrycja płynęła spokojnie w dół. Woda była przejrzysta, przesączało się przez nią słońce. Dno pokrywał piasek, tu i tam leżały kamienie. Włączyła wykrywacz metalu i zaczęła systematycznie sprawdzać teren.
Minęło dziesięć minut. Jedno szarpnięcie – wszystko w porządku. Potem następne. Alfred uważnie obserwował naciąg linki.
Po dwudziestu minutach Patrycja wynurzyła się i odgarnęła wodę z pyszczka.
– Nic – wydyszała. – Tylko piasek, kamienie i kawałek starej kotwicy.
– Odpocznij – powiedział Kuba. – Za chwilę zejdziesz znowu.
Podzielili obszar na prostokąty. Kuba narysował na mapce wodoodpornym flamastrem siatkę. Każdy prostokąt miał dziesięć metrów na dziesięć. Patrycja systematycznie sprawdzała jeden za drugim.
Czas mijał. Słońce wspinało się coraz wyżej. Na wodzie pojawiły się drobne fale. Patrycja schodziła w dół wielokrotnie, używając wykrywacza, sprawdzając każdy większy kamień, każdą szczelinę. Głębokość nie przekraczała dwunastu metrów, widoczność była dobra, ale skarbu nigdzie nie było.
Po dwóch godzinach wróciła na powierzchnię dość zmęczona.
– Nie rozumiem – powiedziała Zofia. – Dokładnie wyznaczyliśmy punkt. Mapa wyraźnie wskazuje to miejsce.
– Ale znaleźliśmy coś innego – dodała Patrycja, wyciągając z worka dwie rzeczy: elegancką, nowoczesną maskę do nurkowania i metalowe urządzenie z małym ekranem. – To wygląda na sprzęt naukowy.
– Kto by zostawił taki sprzęt na dnie? – zastanawiał się Alfred.
– Ktoś, kto tu pracował – odparł Kuba. – Zróbmy przerwę na brzegu. Pomyślimy spokojnie.
Spotkanie z bobrem
Przybili do brzegu w cichym zakątku osłoniętym przez olchy. Gdy rozkładali ręczniki na piasku, z krzaków wyszedł starszy bóbr. Był siwawy na pyszczku, ale poruszał się żwawo. Zatrzymał się, zmrużył oczy i nagle wykrzyknął:
– O! To moje! Szukam tego od dwóch tygodni!
– Pańskie? – zdziwił się uprzejmie Alfred. – Znaleźliśmy to na dnie jeziora. Bardzo się cieszymy, że możemy oddać.
Bóbr odetchnął z ulgą, wziął maskę i przytulił urządzenie do piersi.
– Och, dzięki wam, kochani. Już myślałem, że przepadło na zawsze. Robiłem pomiary dna – prądy, ruch osadów, zmiany temperatury. To jest mój komputer badawczy.
– Badania dna? – ożywiła się Patrycja. – To bardzo ciekawe! My szukamy czegoś pod wodą. Mamy starą mapę, ale nie możemy znaleźć punktu.
Bóbr usiadł wygodnie na pniu i spojrzał w dal, jakby wspominał coś ważnego.
– Wiedzcie, że jezioro żyje. Dno się zmienia, brzegi też. Robię badania od wielu lat. – Przerwał i popatrzył na nich poważnie. – Przez ostatnie sto lat brzeg jeziora w tym miejscu przesunął się o około sto metrów. Jezioro maleje. Zmiany klimatu, rozbudowa osiedli, mniej dopływów. Dawna linia brzegu jest dziś daleko w głębi lądu.
Zwierzęta spojrzały po sobie. To jedno zdanie zmieniało wszystko!
– Jeśli mapa była rysowana, gdy woda sięgała dalej… – zaczęła powoli Zofia.
– …to punkt „pięćdziesiąt metrów od brzegu” to nie od dzisiejszego brzegu – dokończyła Patrycja z błyskiem w oku. – Tylko od dawnego!
– Dokładnie tak – potwierdził bóbr z uśmiechem.
– Dziękujemy, panie bobrze! – zawołał Kuba. – Uratował pan naszą wyprawę!
Teraz wiedzieli, gdzie naprawdę szukać. Wrócili na kajaki i popłynęli wzdłuż brzegu, wypatrując śladów dawnej linii: wystających kamieni, półek skalnych, zapadniętych korzeni.
Odkrycie jaskini
Ala wirowała nad nimi, sprawdzając każdy fragment skalnego urwiska. Nagle zniżyła lot i błysnęła lusterkiem.
– Tam! W skałach, za wodospadem!
Rzeczywiście – z wysokości spadał wąski wodospad, rozbijając się o kamienie miękką mżawką. A za nim, ukryta przez wodną kurtynę, ciemniała szczelina. To było wejście do jaskini!
– Musimy się wspiąć – stwierdził Kuba, oglądając skałę. – Nie wygląda łatwo, ale damy radę.
Lew z pomocą Ali zaczął przygotowywać trasę wspinaczkową. Ala latała wzdłuż ściany, dotykała dziobem krawędzi, stuknęła w twardy, pewny fragment skały.
– Tu! Ten występ jest mocny!
Kuba osadził haki, poprowadził linę, sprawdził każdy punkt oparcia. Potem upewnił się, że wszyscy wiedzą, gdzie stawiać łapy i jak się trzymać.
Wkrótce stali już przy wodospadzie. Krople osiadały na ich futrach i piórach, a ciemne wejście pachniało mokrą skałą i tajemnicą.
– Pochodnie – przypomniała Patrycja. – I krzesiwo.
Kuba wydobył krzesiwo i zapalił pochodnię. Światło zapłonęło ciepłym, żółtym płomieniem. Weszli do środka. Jaskinia prowadziła krótkim, wąskim korytarzem, a potem nagle rozszerzała się w komnatę. Na ścianach połyskiwały drobne nacieki, w kątach kapały krople.
A na głównej ścianie, naprzeciw wejścia, wyraźnie wyryto trzy linie zbiegające się w jeden punkt – dokładnie jak znak na mapie!
– To nasz znak! – szepnęła Zofia. – Jesteśmy we właściwym miejscu!
Zagadka kamieni
Zbadali skałę ze wszystkich stron. Patrycja przesuwała dłońmi po szczelinach, Alfred nasłuchiwał i postukiwał, Kuba szukał ukrytych zawiasów. Nic. Ściana nie chciała się otworzyć.
– Tu coś jest! – zawołała Ala, wskazując na drugi koniec groty.
Pod przeciwległą ścianą leżało pięć płaskich kamieni rozrzuconych w nieładzie. Były starannie wygładzone, różnej wielkości i wagi. Na każdym widniał wyryty symbol.
– Zobaczcie – powiedziała Patrycja, podnosząc mały, lekki kamień. – Na tym jest małe okrągłe ziarno.
– Tu kiełek – dodał Kuba, biorąc nieco większy.
– A ten ma roślinę z dwoma listkami – zauważyła Zofia, trzymając kolejny.
– Ten pokazuje pąk – powiedział Alfred, ważąc w łapie cięższy kamień.
– I ten największy ma piękny, rozwinięty kwiat! – zaświergotała Ala.
– A tutaj są płyty w podłodze – odkrył Alfred, wskazując przed sobą. Wsunął łapę na jedną z nich, a płyta lekko się ugięła i wróciła. – Jak waga! Jest ich dokładnie pięć!
– Pięć kamieni, pięć płyt… – zastanawiała się Patrycja. – To musi być zagadka!
– Ale w jakiej kolejności je ułożyć? – spytał Kuba.
Wszyscy spojrzeli na symbole.
– Może od najmniejszego kamienia? – zaproponowała Ala.
– Albo od najładniejszego symbolu? – dodała Zofia niepewnie.
– Czekajcie – powiedziała Patrycja, układając kamienie w rzędzie. – Ziarno, kiełek, roślinka, pąk, kwiat… To nie są przypadkowe rysunki!
– Co to może być? – spytał Alfred.
– To etapy! Etapy rozwoju rośliny! – krzyknęła Patrycja. – Od ziarna do kwiatu!
– Och! – zrozumiała Zofia. – Najpierw jest małe ziarno w ziemi…
– Potem kiełkuje i wypuszcza pierwszy pęd – dodał Kuba.
– Później rośnie i wypuszcza listki – kontynuował Alfred.
– A potem… – zawahała się Ala, patrząc na dwa ostatnie kamienie. – Czekajcie, co jest wcześniej? Pąk czy kwiat?
– Hmm, dobre pytanie – zastanowiła się Zofia.
– Najpierw tworzy się pąk – powiedziała Patrycja pewnie. – To zamknięty kwiat. A dopiero potem…
– …pąk się otwiera i rozkwita! – zakończyła radośnie Ala.
– Więc kolejność to: ziarno, kiełek, roślinka, pąk, a na końcu kwiat – podsumował Kuba. – Spróbujmy!
Ostrożnie układali kamienie jeden po drugim. Ziarno na pierwszej płycie. Kiełek na drugiej. Roślinka z listkami na trzeciej.
– Teraz pąk – powiedział Alfred, podając czwarty kamień.
Patrycja położyła go delikatnie na czwartej płycie.
– I na końcu kwiat – wzięła ostatni, najcięższy kamień z rozwinięty kwiatem. – Gotowi?
Wszyscy kiwnęli głowami, wstrzymując oddech.
Położyła kamień na piątej płycie.
Przez chwilę panowała cisza. Potem rozległo się ciche kliknięcie, jakby mechanizm się uruchamiał. Płyty ugięły się jednocześnie na różne głębokości – każda dokładnie tyle, ile potrzeba. Ściana z trzema liniami zadrżała i powoli, majestatycznie, odsunęła się na bok.
Za nią był mały schowek wykuty w skale. Na dnie stała skrzynka – niepozorna, ale solidna.
– Udało się! – szepnęła Ala.
– Razem nam się udało – poprawił Kuba.
Tajemniczy klucz
Patrycja położyła dłoń na wieku skrzynki.
– Gotowi?
– Razem – odpowiedzieli wszyscy chórem.
Wieko ustąpiło bez oporu. W środku leżał złoty klucz – prosty w formie, ale pięknie wykonany. Obok niego leżał zwinięty pergamin przewiązany cienkim sznurkiem.
Patrycja ostrożnie wzięła pergamin i odczytała napis na zewnętrznej stronie:
– „Pradawny Szczur Seweryn”.
Wszyscy zamarli. Imię brzmiało tajemniczo, ważnie i bardzo staro.
– Seweryn… – powtórzył szeptem Alfred. – Kto to był?
– Może kronikarz? – zastanawiała się Zofia. – Albo strażnik?
– A klucz? – spytała Ala, dotykając go dziobem. – Do czego pasuje?
Kuba wziął klucz do łapy i obejrzał go ze wszystkich stron. Był lekki, ale mocny. Miał prostą główkę i trzy ząbki.
– Nie wiem – przyznał szczerze. – Ale coś mi mówi, że to klucz do czegoś bardzo, bardzo ważnego.
Patrycja trzymała pergamin w dłoniach, czując, jak serce bije jej coraz szybciej.
– Musimy otworzyć ten pergamin – powiedziała. – Może tam jest odpowiedź?
– Ale nie tutaj – zasugerował Kuba. – Jest za wilgotno. Pergamin może się zniszczyć. Wróćmy do domku, gdzie będzie bezpiecznie i sucho.
Zofia kiwnęła głową.
– Zabezpieczmy wszystko i wracajmy. Na tarasie spokojnie go przeczytamy.
Schowali klucz i pergamin do wodoodpornego pokrowca. Zanim wyszli z jaskini, każdy z nich jeszcze raz spojrzał na trzy linie na ścianie i pięć kamieni z rysunkami roślin. Rozwiązali zagadkę – ale to dopiero początek kolejnej tajemnicy.
Droga w dół była spokojna. Kuba asekurował każdego, Ala wskazywała bezpieczne miejsca na stopnie. Gdy ostatni stanął na brzegu, wodospad zaszumiał głośniej, jakby gratulował. Wkrótce siedzieli znów w kajakach, a skrzynka spoczywała owinięta w płótno, bezpieczna i sucha.
Płynęli w milczeniu, ale milczenie było pełne napięcia i ekscytacji. Co napisał Pradawny Szczur Seweryn? Do czego służy złoty klucz? Gdzie prowadzi następny trop?
Odpowiedzi znajdziecie w kolejnym odcinku!
