Tajemnica zaginionych przysmaków

Słońce wpadało przez okna do drewnianego domku pod wielkim baobababem, gdzie mieściła się Agencja Detektywistyczna „Zwierzęta Detektywi”. Lew Kuba przeciągnął się leniwie, zakładając swój ulubiony kapelusz detektywa – brązowy z szerokim rondem.

– Pobudka, drużyno! Czas na poranną gimnastykę! – zawołał, klaszcząc w łapy.

Z sąsiednich pokojów wyszli zaspani: mysz pustynna Patrycja z notatnikiem pod pachą, żyrafa Zofia ziewając szeroko oraz mrówkojad Alfred, który już węszył w powietrzu.

– Dzień dobry wszystkim! – powiedziała Zofia, wyciągając swoją długą szyję. – Kto dziś prowadzi rozgrzewkę?

– Moja kolej! – zapiszczała Patrycja, wskakując na stół. – Najpierw skłony w prawo, potem w lewo!

Detektywi ruszyli się żwawo – Kuba kręcił biodrami, Alfred rozciągał grzbiet, a Zofia sięgała szyją aż pod sufit. Po kilku minutach wszyscy byli rozbudzeni i gotowi na dzień pełen zagadek.

Po gimnastyce cała czwórka zasiadła do śniadania. Kuba rozsiadł się wygodnie, czekając na stekowe ciasteczka. Patrycja nakryła do stołu, rozkładając serowe ciasteczka dla siebie, palmowe dla Zofii i mrówkowe dla Alfreda.

– Coś tu nie gra… – wymruczał Kuba, rozglądając się po kuchni. – Gdzie są nasze przysmaki?

Alfred podniósł nos i zaczął intensywnie węszyć.

– Czuję ślad! Ktoś tu był! – oznajmił, podążając za zapachem do szafki.

Zofia otworzyła ją i westchnęła głośno.

– Pusto! Zniknęły wszystkie nasze przysmaki!

Patrycja natychmiast chwyciła szkło powiększające i zaczęła badać kuchnię.

– Patrzcie! Małe ślady łapek na blacie! I… co to? – wskazała na drobinki rozsypane na podłodze.

– To będzie nasza pierwsza sprawa dzisiaj – zdecydował Kuba, poprawiając kapelusz. – Ale najpierw musimy przyjąć klientów. Za pięć minut zaczynamy poranną sesję porad!

Na werandzie czekali już pierwsi goście. Tygrys Tymoteusz podskakiwał nerwowo.

– Detektywi! Pomocy! Ktoś regularnie podkrada moje ulubione mango z drzewa przy moim domu! – wyjaśnił zdenerwowany.

– Spokojnie, Tymoteuszu – powiedziała łagodnie Zofia. – Czy zauważyłeś jakieś ślady?

– Tylko dziwne odciski na ziemi, jakby ktoś skakał bardzo wysoko…

Alfred zapisał wszystko w notatniku, a Patrycja przeglądała swoje archiwum podobnych przypadków.

Drugim klientem był Papuga Piotr.

– Moje lusterko zniknęło! – zakrzyknął rozpaczliwie. – Bez niego nie mogę sprawdzić, czy moje pióra są idealnie ułożone!

– Kiedy ostatnio je widziałeś? – zapytał Kuba.

– Wczoraj wieczorem, zanim poszedłem spać. Było na swoim miejscu!

Jako ostatnia przyczłapała Sowa Sara, bardzo zmęczona.

– Detektywi, mam poważny problem – powiedziała cicho. – Zaginął mój dziennik z notatkami. Prowadziłam w nim obserwacje nocnego życia dżungli, a dziś rano zauważyłam, że zniknął z mojej dziupli.

Patrycja natychmiast się ożywiła.

– Notatki? Ja też prowadzę dziennik! – pokazała swój notes. – Co dokładnie było w twoim dzienniku?

– Wszystkie moje obserwacje, w tym przepisy na różne przysmaki, które podpatrzyłam, jak przygotowują zwierzęta w dżungli.

Czwórka detektywów wymieniła spojrzenia.

– Myślę, że nasze sprawy mogą być powiązane – stwierdził Alfred. – Nasze przysmaki też zniknęły dziś rano.

Po odprowadzeniu klientów, detektywi zebrali się na naradę.

– Musimy znaleźć dziennik Sary – zdecydował Kuba. – Klucz do zagadki zaginięcia naszych przysmaków może być właśnie tam.

– Zacznijmy od zbadania śladów w naszej kuchni – zaproponowała Patrycja, gotowa z lupą w łapce.

Zofia pochyliła się nad blatem.

– Te drobinki… to pyłek kwiatowy! I to z rzadkiego storczyka, który rośnie tylko w jednym miejscu w dżungli!

– Przy Wodospadzie Szeptów! – wykrzyknął Alfred. – Czuję też delikatny zapach miodu. Ktokolwiek zabrał nasze przysmaki, musiał tam się udać.

Kuba energicznie wstał.

– Drużyno, wyruszamy na wyprawę! Wodospad Szeptów czeka!

Droga do wodospadu prowadziła przez gęstą dżunglę. Zofia wypatrywała ścieżki i niebezpieczeństwa z wysokości.

– Widzę coś dziwnego przy rozwidleniu ścieżki! – zawołała. – Jakieś kolorowe znaki na drzewach!

Patrycja przyjrzała się uważnie.

– To wskazówki! Ktoś zostawił szlak! – zapiszczała podekscytowana, robiąc notatki.

Alfred węszył intensywnie.

– Czuję zapach… papieru! I atramentu! Dziennik Sary musiał tędy przechodzić!

Podążając za znakami i zapachem, dotarli do polanki niedaleko wodospadu. Nagle usłyszeli ciche chichoty.

– Ktoś tam jest! – szepnął Kuba, przyczajając się za krzakiem.

Za wielkim kamieniem zobaczyli… Małpę Macieja, otoczonego stosem przysmaków i przeglądającego notes Sowy Sary.

– Mamy cię! – ryknął Kuba, wyskakując z ukrycia. Maciej podskoczył, upuszczając dziennik.

– To nie tak, jak myślicie! – pisnął Maciej, próbując się schować.

– Ukradłeś nasze przysmaki i dziennik Sary! – oskarżyła go Patrycja, wymachując szkłem powiększającym.

– I mango Tymoteusza! – dodała Zofia, widząc stos owoców.

– I pewnie też lusterko Piotra! – dorzucił Alfred, wskazując na błyszczący przedmiot.

Maciej westchnął.

– Przepraszam… Ja tylko chciałem zorganizować niespodziankę! Jutro jest Dzień Dżungli, a ja chciałem przygotować przyjęcie dla wszystkich mieszkańców. Z dziennika Sary dowiedziałem się, jakie przysmaki kto lubi…

– Przyjęcie? – zdziwiła się Zofia. – Ale dlaczego nie powiedziałeś nikomu?

– Chciałem, żeby to była niespodzianka! Pożyczyłem lusterko Piotra do dekoracji, a mango Tymoteusza miało być składnikiem tortu!

Alfred powąchał przygotowane potrawy.

– Muszę przyznać, że pachnie wspaniale – mruknął z uznaniem.

Patrycja przejrzała notatki Macieja.

– Plan przyjęcia… lista gości… dekoracje… – czytała. – Naprawdę się napracowałeś!

Kuba zdjął kapelusz i podrapał się po grzywie.

– Doceniamy twoje intencje, ale nie można po prostu brać cudzych rzeczy bez pytania. Wszyscy się martwili!

Małpa spuściła głowę.

– Macie rację. Przepraszam. Powinienem był zapytać.

Zofia zaproponowała:

– A co, gdybyśmy razem dokończyli przygotowania do przyjęcia? Pomożemy ci, a ty zwrócisz wszystkie rzeczy i przeprosisz właścicieli.

Maciej rozpromienił się.

– Naprawdę? Pomoglibyście mi?

– Oczywiście! – ryknął Kuba. – Ale najpierw śniadanie! Jestem głodny jak… cóż, jak lew!

Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Alfred już sięgał po mrówkowe ciasteczka, Patrycja układała serowe przysmaki na talerzu, a Zofia chrupała palmowe ciastka.

Następnego dnia cała dżungla bawiła się na wspaniałym przyjęciu. Tygrys Tymoteusz zachwycał się tortem mangowym, Papuga Piotr podziwiał błyszczące dekoracje, a Sowa Sara z dumą obserwowała, jak wszyscy zajadają się przysmakami z jej przepisów.

– Widzicie? – szepnęła Patrycja do przyjaciół, notując coś w dzienniku. – Czasem największe zagadki mają najprostsze rozwiązania.

– I najsmaczniejsze! – dodał Alfred, oblizując nos ubrudzony ciastem.

Lew Kuba uniósł kapelusz w geście toastu.

– Za Dżunglowe Zagadki! Nie ma takiej tajemnicy, której nie rozwiążemy!

I tak zakończyła się kolejna przygoda detektywów, którzy wiedzieli, że prawdziwa przyjaźń i współpraca to najlepsze narzędzia w rozwiązywaniu nawet najbardziej tajemniczych zagadek.