Home » Opowieści Detektywów » Tajemnicza Mapa My… – Ostatnia Skrytka

Tajemnicza Mapa My… – Ostatnia Skrytka

W poprzednich odcinkach, podczas remontu domku Zwierzęta Detektywi odnaleźli starą, tajemniczą mapę ukrytą pod podłogą. To odkrycie zaprowadziło ich do niezwykłego pergaminu, pełnego zagadek i pradawnych znaków. Dzięki wytrwałości, detektywistycznym umiejętnościom i pomocy przyjaciół przetłumaczyli zapiski pozostawione przez Szczura Seweryna.

Wspólnie przeczytali pergamin, poznali historię Klanu Pradawnych Myszy oraz wskazówki jak dotrzeć do skarbów ukrytych w starym baobabie.


TIC-TAC, TIC-TAC, TIC-TAC… DZRRYŃ!

Budzik na komodzie Patrycji wybił godzinę piątą rano. Jednak Zwierzęta Detektywi już czuwali. Nikt tej nocy nie spał zbyt głęboko. W powietrzu wisiała atmosfera wielkiej misji.

Patrycja leżała z otwartymi oczami, przebiegając w myślach każdy szczegół pergaminu Seweryna. Mapa, złoty klucz, baobab z trzema palmami, kierunek zachodni – wszystko było przemyślane i zaplanowane. Dzisiaj miało się rozstrzygnąć, czy uda się odnaleźć pradawne nasiona i Księgę Mądrości.

W sąsiednim pokoju Alfred przeglądał swoje notatki, sprawdzał pogodę przez okno i przygotowywał sprzęt. Jego długi nos drżał z ekscytacji. Wreszcie dotarli do najważniejszego momentu całej przygody.

Kuba wstał cicho i spojrzał przez okno na wschodzące słońce. Dzień zapowiadał się jasny i słoneczny – idealny na długą wyprawę. W jego głowie układały się plany dotyczące bezpieczeństwa grupy i logistyki podróży.

Zofia od pierwszych promieni świtu obserwowała horyzont swoją długą szyją. Kierunek zachodni wydawał się spokojny, bez żadnych oznak niepogody. Jej spokojne serce biło jednak trochę szybciej niż zwykle.

Nawet Ala, zwykle tak hałaśliwa rano, przygotowywała się w milczeniu. Czyściła starannie pióra i sprawdzała swoje lusterko – mogło się przydać do sygnalizacji.

O piątej trzydzieści wszyscy spotkali się na tarasie bez słów. Każdy wiedział, że to wyjątkowy dzień.

— Dzisiaj kończymy to, co zaczął Seweryn przed wiekami — powiedziała uroczyście Patrycja.

Gimnastyka

Pomimo wagi dnia, Zwierzęta Detektywi nie złamały swojej najważniejszej zasady. Poranna gimnastyka była świętą tradycją, której nigdy nie opuszczały – nawet w tak ważny dzień, nawet kiedy były w krainach gdzie padał śnieg i było zimno, nawet gdy wyprawy zabierały ich w najdalsze zakątki świata.

Kuba stanął na środku tarasu i rozprostował łapy.

— Zdrowe ciało, zdrowy umysł – to podstawa każdego detektywa — powiedział spokojem, ale w jego głosie słychać było determinację. — Szczególnie dzisiaj.

Wszyscy wiedzieli, że tego dnia będą potrzebować rześkich ciał i bystrego umysłu – a właśnie to zapewniała poranna gimnastyka.

Przygotowania do Wyprawy

Śniadanie zjadali szybko, ale starannie. Patrycja przygotowała dla wszystkich pożywne kanapki z serem, owocami i orzechami. Kuba zapakował dodatkowy prowiant – ciasteczka proteinowe i suszone mięso. Alfred sprawdził jeszcze raz swój plecak: liny, karabinki, kompas, latarka, apteczka pierwszej pomocy, nóż, krzesiwo i pergamin w wodoodpornej tubie.

Zofia zapakowała zapasową wodę w wielkich pojemnikach, które mogła nosić dzięki swojej sile. Ala wybrała najlepsze orzechy i nasiona – na wypadek, gdyby podróż się przedłużyła.

— Mapa wskazuje około ośmiu godzin marszu w kierunku zachodnim — powiedziała Patrycja, studiując pergamin. — Jeśli wyruszymy teraz, powinniśmy dotrzeć przed zachodem słońca.

Sprawdzili jeszcze raz wszystkie szczegóły: plecaki zapięte, buty sznurowane, kompas skalibrowany, mapa bezpieczna. Każdy wiedział, że to może być najważniejsza przygoda w ich życiu.

— Czy wszyscy pamiętamy słowa Seweryna o trzech próbach? — zapytał Alfred.

— Tak. Tylko ci, którzy znają historię klanu, pokonają ścieżkę do skarbu — odpowiedziała Patrycja.

Kuba przeciągnął się i spojrzał na swoich przyjaciół.

— Wiecie, dlaczego baobaby mają tak grube pnie? Bo muszą pomieścić wszystkie sekrety, które kolekcjonują przez stulecia!

Delikatny uśmiech pojawił się na twarzach wszystkich. Nawet w tak ważnym momencie Kuba potrafił rozluźnić atmosferę.

O szóstej trzydzieści rano ruszyli w drogę.

Marsz przez Znaną Krainę

Pierwsze cztery godziny minęły spokojnie. Szli znanymi ścieżkami, które przemierzali już wielokrotnie podczas wcześniejszych przygód. Las był zielony i przyjazny, ptaki śpiewały, a słońce świeciło delikatnie przez gałęzie.

Alfred prowadził dokładny dziennik podróży, notując każdy szczegół: czas, kierunek, ważne punkty orientacyjne. Co godzinę sprawdzał kompas i porównywał trasę z mapą.

Patrycja obserwowała okolicę przez swoją lupę, szukając jakichkolwiek znaków pozostawionych przez Seweryna. Wiedziała, że mędrzec był zbyt ostrożny, żeby nie pozostawić żadnych wskazówek po drodze.

Zofia dzięki swojej wysokości wypatrywała przeszkód i najlepszych ścieżek. Jej spokojna natura pomagała całej grupie zachować równomierny, oszczędny rytm marszu.

Kuba pilnował, żeby nikt nie pozostawał w tyle, a jednocześnie żeby grupa nie szła zbyt szybko i nie zmarnowała sił przed najważniejszą częścią podróży.

Ala co jakiś czas wznosiła się w powietrze, sprawdzając okolicę i szukając najkrótszej drogi. Jej wzrok pomagał uniknąć niepotrzebnych zakrętów.

Około południa dotarli do miejsca, które Alfred zaznaczył w notatniku jako „koniec znanych terenów”. Przed nimi rozciągała się niezbadana część sawanny.

Zagadka Kłody Strażniczej

Po kolejnych dwóch godzinach marszu przez gęstwinę ukryta ścieżka nagle się urwała. Przed Zwierzętami Detektywami rozciągał się najbardziej złożony labirynt przeszkód, jaki kiedykolwiek widzieli.

Z jednej strony ziemia przepadała w ogromny wąwóz, tak głęboki, że nie było widać dna. Z drugiej strony wznosiła się pionowa ściana skalna, niemożliwa do pokonania nawet dla zręcznej żyrafy. Z trzeciej strony rozlewało się szerokie bagno, a na jego środku widniała solidna tama zbudowana przez bobry. Pod tamą, u podstawy urwiska, widać było trzy okrągłe wejścia do nor borsuków.

Alfred studiował mapę przez lupę, ale wskazówki Seweryna w tym miejscu były niejasne i zagadkowe.

— Słuchajcie tego — powiedziała Patrycja, czytając z pergaminu. — „Musicie odnaleźć jedyną właściwą ścieżkę, każda inna wprowadzi was w niekończący się labirynt.”

— Ale jak mamy to zrobić? — zastanawiała się Zofia, wyciągając szyję, żeby lepiej przyjrzeć się okolicy.

— Nie widać żadnej bezpiecznej drogi — dodał Kuba, oglądając przepaść.

Nagle z jednej z nor wyłonił się kudłaty borsuk w średnim wieku. Miał szarobrązowe futro i mądre, błyszczące oczka. Podszedł do nich spokojnym krokiem.

— Dzień dobry, podróżni — powiedział uprzejmie. — Jestem Ignacy. Dawno tu nie było nikogo z tak poważnymi zamiarami.

— Dzień dobry, panie Ignacy — odpowiedziała grzecznie Patrycja. — Szukamy drogi do baobabu z trzema palmami. Mapa Seweryna przyprowadziła nas tutaj, ale…

— Ah, Seweryn! — przerwał jej borsuk, a jego oczy się rozjaśniły. — Czekałem na kogoś takiego jak wy.

Ignacy usiadł na kamieniu i spojrzał na grupę przyjaciół.

— Mój ojciec powierzył mi pilnowanie tej zagadki, jemu jego ojciec, a wcześniej mój pradziadek. Legenda borsuków mówi o tym, że pewnego dnia pojawią się ci, którzy będą w stanie ją rozwiązać.

— A czy ktoś już próbował? — zapytał ciekawy Alfred.

— Oh, tak. Przez lata przychodziło wielu — westchnął Ignacy. — Ale każdy miał tylko jedną próbę, a nikomu się nie udało. Większość nawet nie rozumiała, o co chodzi.

Borsuk wskazał na wielką kłodę leżącą obok tamy. Zwierzęta dopiero teraz zauważyły, że ma ona cztery okrągłe otwory, a nad każdym otworem wygrawerowany jest inny symbol:

  • Nad pierwszym otworem: symbol kropli wody
  • Nad drugim otworem: pióra
  • Nad trzecim otworem: tańczące postaci
  • Nad czwartym otworem: pergamin z piórem

Obok kłody leżały cztery drewniane patyki, każdy z wyrzeźbionym imieniem:

  • ALEKSY
  • MAURYCY
  • WIKTORIA
  • SEWERYN

— Zagadka polega na dopasowaniu odpowiednich kluczy do odpowiednich symboli — wyjaśnił Ignacy. — Ale kolejność ma znaczenie. Jeśli się pomylicie, tama pęknie i zaleje wszystkie nory. Wtedy nie będzie już bezpiecznego przejścia na drugą stronę urwiska.

Alfred dokładnie zbadał mechanizm.

— To bardzo przemyślny system — mruknął. — Kłoda jest połączona z tamą za pomocą systemu dźwigni i przeciwwag. Trzeba dopasować imiona do właściwych symboli.

Patrycja wyjęła pergamin i przeczytała fragment o członkach klanu.

— Te imiona pojawiają się w opowieści Seweryna — powiedziała. — Aleksy, który wpadał do wody podczas wyścigów łupinek orzechów…

— Więc ALEKSY pasuje do symbolu kropli wody — dodał Kuba.

— Maurycy, który podmienił mąkę na pióra piekarzowi — kontynuowała Zofia.

— To znaczy MAURYCY do symbolu piór — stwierdziła Ala.

— Wiktoria, która była mistrzynią Tańca Kłosów na Festiwalu Zbiorów — przypomniał Alfred.

— WIKTORIA do tańczących postaci — powiedziała Patrycja.

— A Seweryn …— zatrzymała się nagle Patrycja, patrząc na czwarty patyk…

Alfred spojrzał na symbol pergaminu z piórem, a potem na pergamin, który nosili przy sobie.

— Przecież to oczywiste! — zawołał. — Seweryn to ten, który napisał cały pergamin!

Zofia klasnęła w kopyta.

— Sprytny Seweryn! Ta opowieść w pergaminie była też wskazówką do rozwiązania zagadki! Umieścił tam siebie jako czwartego członka układanki!

Ignacy obserwował ich dyskusję z rosnącym zainteresowaniem.

— Znacie historię i rozumiecie zamysł — powiedział z podziwem. — To bardzo dobry znak.

Teraz pozostało tylko ustalić właściwą kolejność. W opowieści Seweryna najpierw była mowa o Aleksym, potem o Maurycym, później o Wiktorii, a na końcu sam Seweryn podpisał się pod całą opowieścią.

— Spróbujmy dopasować je w tej kolejności — zaproponowała Patrycja.

Z bijącym sercem Patrycja wzięła patyk z imieniem ALEKSY i wstawiła go do otworu z symbolem kropli wody. Rozległo się ciche „klik”, a jeden z elementów tamy lekko się przesunął.

Alfred włożył patyk MAURYCY do otworu z symbolem piór — kolejne „klik” i kolejny ruch mechanizmu.

Zofia wstawiła WIKTORIĘ do otworu z tańczącymi postaciami, a Kuba SEWERYNA do otworu z pergaminem.

Nagle cały mechanizm ożył. Z głośnym szumem część tamy odsunęła się, a uwolniona woda popłynęła wartkim strumieniem prosto do trzech nor borsuków. Jednak woda nie wypełniła ich wszystkich równomiernie.

Dwie nory zostały całkowicie zalane, ale trzecia — ta środkowa — pozostała nietknięta. Woda ominęła ją dzięki sprytnie skonstruowanemu systemowi kanałów.

— Niesamowite! — zawołał Ignacy, klaszcząc w łapy. — Pierwszy raz widzę, jak to działa! Po latach wreszcie ktoś zrozumiał pełny zamysł Seweryna — nie tylko opowieść o klanie, ale też to, że on sam był częścią tej układanki!

— A co teraz? — zapytała Ala, podlatując nad norami.

— Teraz — odpowiedział borsuk z uśmiechem — możecie bezpiecznie zejść przez środkową norę na dno urwiska. To jest jedyna bezpieczna droga, która pozwoli wam kontynuować podróż do baobabu.

Zofia zajrzała do nory.

— To tunel! Widzę światło na drugim końcu!

— Tak — potwierdził Ignacy. — To podziemne przejście prowadzi pod urwiskiem i wyprowadza was dokładnie tam, gdzie musicie być. Moi przodkowie wydrążyli je specjalnie dla tych, którzy przejdą próbę mądrości Seweryna.

Jeden po drugim zeszli do środkowej nory. Tunel był suchy, wygodny i dobrze oświetlony naturalnymi szczelinami w skale. Po dziesięciu minutach marszu wyszli po drugiej stronie urwiska, dokładnie tam, gdzie według mapy powinna znajdować się ścieżka do trzech palm i majestatycznego baobabu.

— Dziękujemy ci, Ignacy! — zawołała Patrycja, odwracając się do wejścia tunelu.

— To ja dziękuję! — odpowiedział borsuk. — Wreszcie zobaczyłem, jak działają symbole i imiona z legendy mojego pradziadka. A przede wszystkim — jak mądry był Seweryn, umieszczając siebie w tej zagadce jako klucz do jej rozwiązania. Teraz mogę spokojnie przekazać tę pełną historię moim dzieciom!

W Nieznanej Krainie

Ukryta ścieżka prowadziła przez gęstą roślinność do zupełnie nowego terenu. Krajobraz zmieniał się stopniowo – trawy stawały się wyższe, drzewa większe, a w powietrzu czuć było inny zapach.

Po dwóch godzinach dotarli do miejsca, gdzie ścieżka kończyła się przy krawędzi głębokiego wąwozu. Na dnie płynął wartki strumień, a po drugiej stronie dostrzegli dwie wysokie palmy tworzące literę V oraz trzecią, która była tak pochylona, że wyglądała jakby od góry przykrywała pozostałe, tworząc trójkąt równoboczny.  Za nimi, w oddali, dostrzegli kształt majestatycznego baobabu.

— To on! — zawołała Ala, która pierwsza dostrzegła drzewo. — Baobab z czerwono-złotymi witrażami!

Rzeczywiście, na drugiej stronie wąwozu, ok pół godziny drogi od krawędzi,  rósł ogromny baobab, wyraźnie większy od innych drzew w okolicy. Jego pień był ozdobiony lśniącymi, kolorowymi elementami, które błyszczały w słońcu jak klejnoty.

Wąwóz miał około dziesięciu metrów szerokości i był zbyt głęboki, żeby można było go przeskoczyć.

— Pora na most — powiedział spokojnie Kuba.

Alfred wyciągnął z plecaka mocne liny i metalowe kółeczka zwane haczykami. Przez lata przygód wszyscy nauczyli się współpracować.

Najpierw Ala złapała mocno koniec liny w swoje pazurki i przeleciała z nią na drugą stronę wąwozu. Tam przywiązała linę do grubego drzewa. Potem wróciła po drugą linę i zrobiła to samo. Teraz między brzegami wąwozu wisiały dwie równoległe liny.

Następnie Kuba, który był najsilniejszy, zaczął powoli przechodzić po dolnej linie. W łapach trzymał krótsze sznurki i co kilka kroków wiązał je jako dodatkowe stopnie, żeby wszyscy mieli gdzie postawić łapy.

— Stąpam ostrożnie i robię mocne węzły — mówił do siebie Kuba. — Każdy krok musi być bezpieczny.

Patrycja sprawdzała każdy węzeł przez swoją lupę, a Alfred pilnował, żeby liny były dobrze naciągnięte. Ala latała nad nimi i ostrzegała, jeśli coś wyglądało niebezpiecznie.

Gdy most był gotowy, wszyscy wzięli swoje plecaki i przeszli jeden po drugim, trzymając się górnej liny i stawiając łapy na dodatkowych stopniach, które zrobił Kuba.

Po drugiej stronie wyczuli w powietrzu dziwny, stary zapach – jakby tysiącletni mech mieszał się z żywicą i kwiatami.

Strażnicy Przeszłości

W gęstwinie natknęli się na szereg starych drewnianych znaków. Były popękane od czasu, ale symbole wciąż były czytelne: myszy trzymające kłosy zboża, małe figurki z łupinkami orzechów, rzeźbione litery układające się w starożytne imiona.

— Znak Klanu Pradawnych Myszy — powiedział Alfred, dotykając jednego z najstarszych znaczków. — To granica ich dawnego terytorium.

Znaki były wyraźnie stare – pochodziły z czasów, gdy klan naprawdę tu mieszkał. Niektóre miały małe jamki, jakby ktoś składał w nich ofiary z żołędzi czy drobnych kamyków.

— Seweryn pisał o tym w pergaminie — przypomniała Patrycja. — To strażnicy mieli oznaczać drogę dla godnych spadkobierców.

Poszli dalej z jeszcze większym szacunkiem dla miejsca, w które wkraczali.

Majestatyczny Baobab Seweryna

Gdy wyszli z gęstwiny na otwartą polanę, stanęli w niemym zachwycie. Przed nimi rósł najpotężniejszy baobab, jakiego kiedykolwiek widzieli. Jego pień miał obwód kilkunastu metrów, a wysokość sięgała ponad trzydzieści metrów.

Ale to nie rozmiary robiły największe wrażenie. Całe drzewo było ozdobione niezliczonymi witrażami w czerwono-złotych odcieniach. Były umieszczone w naturalnych dziuplach i ubytkach kory, błyszczały między liśćmi, świeciły w każdej szczelinie pnia. Każdy witraż opowiadał fragment historii – sceny z życia myszy, symbol klanu, moment z Festiwalu Zbiorów.

U podstawy pnia znajdowała się naturalna wnęka – jak wejście do wnętrza drzewa.

— Seweryn przekształcił to drzewo w żywy pomnik historii swojego klanu — powiedziała z zachwytem Zofia.

Weszli do środka. Wnętrze baobabu było jak katedra światła. Promienie słońca przechodziły przez setki witraży, tworząc na ścianach ruchome, kolorowe wzory. Cały pień od podstawy do samego szczytu był pokryty dekoracjami – rzeźbami, wisiorkami, małymi obrazkami, kolorowymi nitkami.

Alfred wąchał powietrze.

— Te dekoracje są bardzo stare. Seweryn pracował nad tym przez lata, może dziesiątki lat.

Wspinaczka do Skarbu

Wewnątrz pnia naturalnie ukształtowały się stopnie i uchwyty – jakby samo drzewo chciało pomóc w wspinaczce. Ruszyli powoli w górę, zatrzymując się co kilka metrów, żeby podziwiać kolejne poziomy dekoracji.

Na poziomie dziesięciu metrów były rzeźby przedstawiające Wielki Wyścig Mysich Wózków. Wyżej – sceny z Festiwalu Zbiorów. Jeszcze wyżej – portrety najważniejszych członków klanu, każdy z małą tabliczką z imieniem.

Na wysokości około piętnastu metrów – czyli dokładnie na wysokości trzech żyraf – Alfred zauważył coś szczególnego.

— Tutaj! — zawołał cicho. — Widzę skrytkę!

Za jednym z najpiękniejszych witraży, przedstawiającym mysz trzymającą księgę, kryła się mała, starannie wykuta wnęka. W środku błyszczał złoty zamek. Patrycja z drżącymi z emocji rękami wyjęła złoty klucz, który znaleźli w Grocie nad Jeziorem. Idealnie pasował – wsunęła go delikatnie i obróciła.

Obrót. Klik. I melodyjny dźwięk, jakby drzewo samo zaśpiewało.

Skarb Klanu Pradawnych Myszy

Skrytka otworzyła się powoli, odsłaniając swoje tajemnice. W środku, owinięte w delikatny jedwab, leżały trzy przedmioty:

Pierwszy to lniany woreczek zawierający nasiona. Były różnej wielkości i kształtu – niektóre duże jak orzechy, inne malutkie jak ziarnka. Każde miało delikatny, słodkawy zapach i wydawało się zachowywać żywotność mimo upływu wieków.

Drugi przedmiot to amulet ze złota i srebra, przedstawiający symbol klanu – mysz trzymającą kłos zboża. Był ciepły w dotyku i pokryty niezliczonymi, drobnymi grawerunkami – imionami wszystkich członków klanu.

Trzeci skarb to mała księga w skórzanej oprawie. Była zaskakująco dobrze zachowana, jakby czas nie miał nad nią władzy. Na okładce znajdował się tytuł: „Księga Mądrości Klanu Pradawnych Myszy”.

Alfred delikatnie otworzył księgę na pierwszej stronie i przeczytał na głos słowa napisane starymi literami, ręcznie piórem:

— „Prawdziwa siła nie leży w tym, co jeden może zrobić, ale w tym, co wszyscy mogą osiągnąć razem. Prawdziwa przyjaźń łączy serca nawet przez lata i różne kraje. Współpraca to magiczny klucz, który otwiera najskrytsze tajemnice i najlepiej zamknięte skrytki.”

Dalej było więcej:

— „Kto znajduje te słowa, niech wie, że staje się strażnikiem nie tylko nasion i wiedzy, ale tradycji, która łączy wszystkie pokolenia. Dbajcie o siebie, uczcie się od siebie, dzielcie radość i smutek – bo tylko tak buduje się prawdziwy klan.”

I na końcu:

— „Zasadźcie te nasiona z miłością, a one przyniosą plony mądrości. Przekażcie tę książkę tym, którzy będą potrzebować wsparcia. Noście amulet jako przypomnienie, że nigdy nie jesteście sami.”

Refleksja nad Skarbem

Siedzieli w milczeniu wewnątrz baobabu, otoczeni tysiącami kolorowych refleksów światła. Każdy rozmyślał nad słowami Seweryna i nad drogą, która doprowadziła ich do tego miejsca.

Patrycja myślała o swojej prababci Celeście i o wszystkich pokoleniach myszy, które przekazywały sobie nawzajem mądrość i tradycje. Teraz ona stała się ogniwem w tym łańcuchu.

Kuba zastanawiał się nad swoją rolą lidera. Seweryn pisał o współpracy – czy on rzeczywiście pozwalał każdemu z przyjaciół wykorzystać swoje talenty?

Zofia rozmyślała o tym, jak ważne jest patrzenie z perspektywy – nie tylko z wysokości swojej szyi, ale z punktu widzenia innych.

Alfred analizował znaczenie dokumentowania i zachowywania wiedzy. Jego notatki i obserwacje były jak małe części wielkiej księgi życia.

Nawet Ala, zwykle tak żywiołowa, siedziała cicho, myśląc o tym, jak jej śpiew i radość mogą być częścią czegoś większego.

Decyzja o Dziedzictwie

— Co teraz z tym wszystkim zrobimy? — zapytał w końcu Alfred.

Patrycja zamknęła księgę i spojrzała na swoich przyjaciół.

— Seweryn napisał jasno. Mamy zasadzić nasiona, studiować księgę i przekazać mądrość innym.

— Ale gdzie? — zapytała Ala.

— W naszym ogrodzie nad jeziorem — odpowiedział Kuba. — Tam, gdzie wszyscy będą mogli je oglądać i uczyć się.

— A księga? — spytała Ala.

— Przeczytamy ją dokładnie razem — powiedziała Zofia. — A potem będziemy organizować wieczory, na których będziemy opowiadać historie z niej wszystkim zwierzętom w okolicy.

Alfred pokiwał głową.

— To będzie jak kontynuacja pracy Seweryna. On zachował mądrość klanu, a my ją przekażemy dalej.

Przygotowania do Powrotu

Starannie spakowali skarby. Woreczek z nasionami i amulet schowała Patrycja w specjalnej skrzyneczce. Księgę Alfred owinął w wodoodporną tkaninę i włożył do najsolidniejszego plecaka.

Zanim opuścili baobab, każdy z nich dotknął jednego z witraży – jakby żegnając się z duchem Seweryna i dziękując za dar, który otrzymali.

Zeszli ostrożnie na dół i wyszli z drzewa. Słońce już chyliło się ku zachodowi, malując niebo na złote i różowe odcienie.

Droga do Domu

Podróż powrotna minęła szybciej niż droga do baobabu. Wszyscy byli pełni energii płynącej z poczucia wypełnionej misji. Most przez wąwóz pokonali bez problemu, zagadkę z kłodą ominęli znaną już drogą, a ukryta ścieżka doprowadziła ich z powrotem do znajomych terenów.

Gdy słońce zachodziło za horyzontem, dotarli do swojego domku nad jeziorem. Obok domku czekały na nich ich ulubione wiszące leżaczki, a na tarasie paliła się lampka oliwna.

— Jutro zaczniemy nowy rozdział — powiedziała Patrycja, patrząc na woreczek z nasionami.

— Jutro opowiemy sobie wszystko po kolei — dodał Alfred.

— Jutro zastanowimy się, jak najlepiej podzielić się tym darem z innymi — dodała Zofia.

— A teraz czas na zasłużony odpoczynek — zakończył Kuba.

Ala tylko cicho zanucała melodię, która brzmiała jak pieśń nadziei.

Zapowiedź Finału

Gwiazdy błyszczały nad jeziorem, a w domku Zwierząt Detektywów panowała szczęśliwa cisza. Skarb Seweryna został odnaleziony, księga bezpiecznie spoczywała na stole, a trzy nasiona czekały na zasadzenie. Przyjaciele siedzieli razem, myśląc o niezwykłej przygodzie.

— To była niesamowita podróż — powiedziała Patrycja, patrząc na amulet w swoich łapkach. — Ale mam wrażenie, że prawdziwa przygoda dopiero się zaczyna.

— Macie rację — dodała Zofia. — Seweryn napisał, że mamy przekazać tę mądrość dalej. A w krainie zwierząt jest tyle przyjaciół, którzy mogliby skorzystać z tych nauk.

Alfred uśmiechnął się.

— Może powinniśmy podzielić się tym z wszystkimi mieszkańcami dżungli? Opowiedzieć im o tym, czego nauczyliśmy się o przyjaźni i współpracy?

— To wspaniały pomysł! — zawołała Ala. — Może zrobimy wielkie święto mądrości nad jeziorem?

Kuba pokiwał głową.

— Najpierw zasadzimy nasiona, a potem zaprosimy wszystkich na specjalne spotkanie. Każdy będzie mógł poznać historię Klanu Pradawnych Myszy.

Z dali doszedł ich odgłos kroków. To był lemur Lucjan, wracający z nocnego spaceru.

— Dobry wieczór, detektywi! — zawołał. — Widzę, że coś świętujecie. Czy wasza wielka misja się udała?

— O tak! — odpowiedziała Patrycja. — I wiesz co, Lucjanie? Jutro będziemy mieli wiele do opowiedzenia. Nie tylko tobie, ale wszystkim przyjaciołom z okolicy.

Czy nasiona wzejdą i przyniosą plony mądrości? W jaki sposób Zwierzęta Detektywi podzielą się odkrytą wiedzą z całą krainą? I jakie nowe przygody czekają na przyjaciół, którzy nauczyli się, że największą siłą jest współpraca?

Odpowiedzi na te pytania poznasz w ostatnim odcinku serii – „Mądrość dla Wszystkich”!